<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Aż strach otwierać ostatnio gazety, bo pewnikiem dostaniemy po głowie aferą. Po artykułach fruwają pocioty i konkubiny, koncerny i lobbyści, strażacy i stoczniowcy. Choć w końcu i tak dyskusja zjeżdża w stronę tego, kto zbiera na kogo haki, a kto używa medialnego cepa przed eurowyborami. Po weekendowych oracjach jasne jest, że mimo wysiłków paru harcowników, co to szybciej mówią niż myślą, w koalicji raczej nie zatrzeszczy. A może jednak powinno?
Przecież to, co notable z PSL pletli w mediach po sprawie „strażackiej”, sprawiało, że ręce i szczęki opadały. Bo kiedy wybitny polityk z dumą deklaruje, że wychowany był tak, by rodzinie pomagać, to na usta każdego podatnika ciśnie się pytanie: ale dlaczego za moje? Niech premier Waldemar ufunduje stypendia młodziankom ze wsi Pacyna i dofinansowuje mamę staruszkę. Ale ze swojej pensji! Odporność na zasady demokracji - według których rodzina i kamraci znikają, gdy w grę wchodzą publiczne pieniądze - to albo szczyt cynizmu, albo kompletne niezrozumienie nowoczesnego państwa. Nawet jeśli prawa nikt nie złamał.
<!** reklama>W ten weekend ledwo otrząsnęliśmy się po kolejnej aferze „lekowej”, a już media obiegły opisy tłuściutkich stoczniowych biznesów senatora Misiaka. A potem pojawiły się sugestie o wykorzystywaniu przez cwaniaczków komisji Palikota - jak powiedział europoseł Wojciechowski, bezmyślnie akceptującej projekty ustaw przynoszone przez lobbystów. W meczu PSL - PO mamy remis 2:2. I masę plot o tym, kto „przeciekał”, kto szczuł i co było grane.
Cóż, premier Tusk ma jednak problem. Idealna koalicja z PSL, o której wszyscy trąbią, momentami zaczyna przypominać czasy, kiedy to tańczący z przystawkami premier Jarosław udawał, że deszcz pada. A tu jeszcze swojskie „Misiaki” wyłażą z zakamarków. Ciekawe, jak wytłumaczy maluczkim te afery minister Pitera? A może wreszcie ruszy do boju?