Zdążył się pan przymierzyć do fotela przewodniczącego?
Jeszcze się nie przymierzałem. [śmiech] W końcu jestem na razie dopiero kandydatem na kandydata. Decyzja zapadnie na posiedzeniu grupy, czyli w przyszłym tygodniu.
Kto jest najpoważniejszym konkurentem?
Konkurentem jest przede wszystkim obecny przewodniczący David Sassoli oraz kandydatka Europejskiej Partii Ludowej – pani Roberta Metsola z Malty.
Jaka procedura pan czeka?
Część grup już zgłosiła swoich kandydatów. My jeszcze oficjalnie tego nie zrobiliśmy, bo może okazać się, że jeszcze ktoś zechce kandydować. Później już tylko wybory i ten, kto uzyskuje większość, zostaje marszałkiem. Tyle tylko że, do tej pory była umowa pomiędzy największymi frakcjami. Tym razem jednak prawdopodobnie ta umowa nie będzie obowiązywać.
Pana ugrupowanie nie należy do najsilniejszych w parlamencie europejskim. Czy to skazuje pana na niepowodzenie?
Jeśli startuję, to dlatego, że istnieje możliwość wygrania. A istnieje właśnie dlatego, że właśnie główne frakcje nie zawarły ze sobą umowy.
Polska nie cieszy się aktualnie szczególną sympatią większości europarlamentarzystów. To zapewne też nie ułatwia panu sprawy?
Za całą pewnością. Mamy już takie doświadczenie z kandydaturą na wiceprzewodniczącego na początku tej kadencji.
Kiedy poznamy wynik głosowania?
Zgłoszenia kandydatów odbywają się jeszcze w grudniu, natomiast wybory odbywają się podczas styczniowej sesji.
Jeśli nie przewodniczący, to może chociaż wiceprzewodniczący?
Zobaczymy jaka będzie sytuacja po wyborach przewodniczącego.
