[break]
Zamknięte kościoły katolickie to widok, do którego powoli się przyzwyczajamy. Wejść można najwyżej do kruchty. Dostępu do nawy głównej broni gruba szyba albo krata.
Takie obwarowania w świątyniach to nie wymysł proboszczów, lecz potrzeba.
- W ciągu pięciu ostatnich lat mieliśmy kilka kradzieży i włamań - opowiada ks. Wenancjusz Zmuda, proboszcz parafii pw. Matki Boskiej Zwycięskiej na bydgoskich Bartodziejach.
Atak na skarbonę
Z terenu parafii ukradziono furtkę i metalowe kratki sprzed wejścia do kościoła. W samej świątyni obiektem ataku była natomiast skarbonka św. Antoniego, do której wrzuca się datki dla najuboższych.
Nie ona jednak stanowiła największa stratę, lecz drzwi wejściowe, które po zniszczeniu przez włamywaczy trzeba było całkowicie wymienić. Potem założono na nich nową sztabę.
- W dzień otwarta jest tylko kaplica w dolnym kościele. Główny zamykamy, gdy nie ma tam nabożeństw - mówi proboszcz.
Dwa lata temu włamano się też do jego mieszkania. Zginęły dwa komputery i dyski przenośne. Złodzieja złapano i ukarano.
- Najbardziej było mi szkoda danych. Poza tym przykra była świadomość, że ktoś naruszył mój mir domowy, że grzebał w moich rzeczach - dodaje ks. Wenancjusz Zmuda.
Duchowny przyznaje, że pewnym rozwiązaniem mógłby być monitoring. Ale i to nie daje gwarancji stuprocentowej ochrony.
- Zgłaszają się do nas firmy ochroniarskie, proponując monitoring, ale nie wiem, czy to dobre rozwiązanie. Mój kolega, choć założył kamery, to i tak był bezsilny, ponieważ włamywacze mieli maski na twarzach. Policja nie wykryła sprawców - dodaje ksiądz.
- Bardzo bym nie chciał zamykać kościoła, ponieważ wychodzę z założenia, że każdy powinien mieć możliwość wejścia do Domu Pańskiego w każdej chwili. Ludzie powinni się tu czuć swobodnie. Ale coś za coś. My naszego kościoła nie zamykamy, dlatego parę rzeczy już nam zginęło - nie ukrywa ks. dr Roman Kneblewski, proboszcz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, świątyni położonej w specyficznym miejscu.
Obok jest targowisko i postój taksówek, kawałek dalej znajduje się dworzec kolejowy. Z racji położenia kościół jest częstym miejscem odwiedzin.
W ostatnich latach skradziono tu lichtarz, metalowy statyw pod paschał, pręty z miedzi przytrzymujące dywanową wykładzinę na posadzce. Raz złodziejom udało się obrabować skarbonę, do której wrzucano datki na obiady dla dzieci z biednych rodzin.
- Takie jest ryzyko, ale prędzej wynajmę firmę ochroniarską albo założę kamery, niż zamknę kościół przed ludźmi - zapewnia proboszcz Kneblewski. Można mu wierzyć, bo we wszystkich poprzednich parafiach, które obejmował, natychmiast zarządzał otwieranie kościoła, jeśli tylko był zamknięty.
Krata musi być
- Jest krata i tyle. Musi być. Innego wyjścia nie ma. Kościół musi być zamknięty właśnie ze względu na te wszystkie kradzieże, o których dookoła słyszymy - przyznaje ze smutkiem ks.Teodor Paradowski z parafii pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, świątyni ulokowanej w ruchliwym centrum Bydgoszczy, przy pl. Wolności.
Wszystkie bydgoskie kościoły są ubezpieczone przez diecezję. Mimo to niektórzy księża wolą jednak zamknąć świątynię.
- Nasza też jest zamknięta, a później wstawimy kratę albo szybę - mówi ks. Ryszard Pruczkowski z parafii pw. Bożego Ciała.