<!** Image 1 align=left alt="Image 212336" >Od złożenia projektu uchwały stowarzyszenia „My Bydgoszczanie” w sprawie obniżki cen śmieci u przewodniczącego Rady Miasta Romana Jasiakiewicza minęły niecałe dwa tygodnie.
Do tego, żeby dokument miał moc prawną, potrzeba było minimum tysiąca autografów i danych obywateli miasta. Przedstawiono ich półtora tysiąca. Cała procedura poszła tak sprawnie, że udało się zmieścić w terminach. Projekt uchwały będzie jednym z pierwszych merytorycznych punktów obrad na najbliższej sesji Rady Miasta.
Czytaj: Ceny śmieci idą na sesję
Jaki sens ma ta uchwała i jakie ma szanse powodzenia? O sensie trudno pisać, bo prezydent miasta jasno zadeklarował, że ceny za śmieci będą niższe. Nie powiedział tylko, od kiedy i o ile, więc opowieści i deklaracje o przygotowywaniu projektu uchwały o niższych stawkach dla rodzin wielodzietnych na razie możemy wsadzić między bajki, ponieważ nie ma konkretów. Jakie z kolei szanse powodzenia ma obywatelski projekt, raczej można przewidzieć.
<!** reklama>
Pokazała to opinia - zdominowanej przez radnych koalicji popierających prezydenta Bruskiego - Komisji Gospodarki Komunalnej Rady Miasta. I nic tu nie da manifestacja pod ratuszem, zapowiadana na dzień sesji. Pozostaje jednak jeszcze jedna rzecz, chyba najważniejsza w tym całym śmietniku.
O ile rzeczywiście stowarzyszenie „My Bydgoszczanie”, jak wczoraj usłyszałem, zebrało w tak krótkim czasie 7 tysięcy podpisów na poparcie własnej uchwały, to mamy do czynienia z dużym ruchem społecznym. Obecny prezydent miasta powinien zacząć się zastanawiać nad realnością polityki twardej ekonomii, którą się chwali. Jeśli się nie zastanowi, może to być jego ostatnia kadencja.