- Tożsamość została potwierdzona ze stuprocentową pewnością, to zaginiony Krzysztof S. - mówi nam Leon Bojarski, szef Prokuratury Bydgoszcz-Południe.
Finał poszukiwań Krzysztofa S. jest tragiczny. 17-latek nie żyje. Koniec z domysłami.<!** reklama>
Chłopak zaginął pod koniec listopada ubiegłego roku. Rodzina o pomoc w poszukiwaniach poprosiła nawet detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Bliscy chłopaka do samego końca mieli nadzieję, że odnajdą go żywego. To była bardzo zżyta rodzina. Rodzice poświęcali synowi dużo uwagi, także jego zainteresowaniom. Dlatego nie powiedzieli mundurowym, że może być zagrożone życie chłopaka. Mieli nadzieję, że znikniecie jest tylko grą - jak Krzysztof napisał w ostatnim liście.
W ubiegłym tygodniu pracownicy tamy w Opławcu zauważyli zwłoki dryfujące na Brdzie. Natychmiast zaczęto przypuszczać, że to ciało licealisty. To właśnie w tym rejonie widziano ostatnio chłopaka. W grudniu znaleziono tam prowizoryczny namiot z rzeczami Krzysztofa. Odkryto również niepokojące notatki. Policjanci przypuszczali, że napisała je osoba pod wpływem narkotyków, która ma dość życia w tak obłudnym świecie. Pies tropiący zaprowadził mundurowych nad rzekę. Już wówczas Krzysztof Rutkowski stwierdził, że to właściwie kwestia czasu, żeby zwłoki wypłynęły. Strażacy sprawdzili rzekę, ale uważali, że ze względu na niski poziom wody nie warto angażować płetwonurków. Po znalezieniu zwłok kilka dni temu detektyw Krzysztof Rutkowski powiedział nam, że nie ma żadnych wątpliwości, że to zaginiony 17-latek. Jego zdaniem, ubiór odpowiadał temu, co nosił Krzysztof S.
Wyniki badań DNA dotarły wczoraj po południu do Prokuratury Bydgoszcz-Południe. A jaka była przyczyna śmierci Krzysztofa S.? - Na razie jest za wcześnie, aby o tym mówić. Mogę tylko przekazać informację o tożsamości denata - mówi Bojarski.