W ramach Bydgoskiego Artystycznego Lata, 31 lipca o godz. 20.00 na Starym Rynku rozpocznie się koncert zespołu Lao Che. W programie starsze utwory i najnowsze przeboje płockiej grupy.
<!** Image 2 align=right alt="Image 90874" >Od kiedy zespół Lao Che nagrał płytę „Powstanie Warszawskie” organizatorzy kolejnego upamiętnienia rocznicy tamtego zrywu mają ułatwione zadanie. W ramach oprawy artystycznej wystarczy zaprosić tę młodzieżową kapelę. Tym bardziej, że przykład dała szacowna instytucja, jaką jest stołeczne Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie zespół koncertował już nie raz. Zawsze ściągając tłumy młodej publiczności, która tańczyła pogo do „Godziny W”. Równocześnie jednak zasłuchała się w historii „Zośki” i „Parasola”, by potem szturmem ruszyć na muzeum.
Czyżby odkryto patent na edukację historyczną młodego pokolenia „made in Lao Che”?
„Jestem Słowianinem...”
Śpiewa Lao Che na swojej pierwszej płycie z 2002 roku. „Gusła” to tzw. concept album, czyli płyta będąca zamkniętą, muzycznie i narracyjnie, całością. Zanurzającą się w mroczą otchłań średniowiecznych dziejów z ich tajemniczymi zaklęciami, wierzeniami i magicznym odczynianiem zła. Wszystko bogato utkane asocjacjami z kulturą słowiańską. Koncepcyjny album to ambitny pomysł na debiut, nawet jeśli muzycy z Lao Che nie są nowicjuszami. Twórczy ferment narodził się w 1999 r. wśród członków płockiego zespołu Koli i nie bez pewnego rozczarowania fanów przyniósł - obok postawienia na stylistyczny mix muzyczny - nic nie znaczącą nazwę Lao Che. Bez odniesień do Che Guevary, a nawet taoizmu, chociaż to imię niecnego Chińczyka z „Indiany Jonesa”. Taki żart, który dzisiaj firmują: Mariusz Denst, Hubert Dobaczewski, Michał Jastrzębski, Rafał Borycki, Filip Różański, Jakub Pokorski i Maciej Dzierżanowski. Muzyczny septet, czyli siedmiu, jak chcą niektórzy, wspaniałych młodych ludzi z ciekawymi pomysłami, które wkrótce mają zaowocować kolejnym konceptem. I to dającym zespołowi „zielone światło” nawet wśród sceptycznie nastawionych wobec mariażu nowoczesnego brzmienia z historycznymi peregrynacjami.
„Tramwajem jadę na wojnę”
<!** reklama>Śpiewa Lao Che na swojej drugiej płycie z 2005 roku. - „Powstanie Warszawskie” to dopiero druga płyta zespołu, a jednocześnie kolejny concept album - zwraca uwagę manager Lao Che, Rafał Kołaciński, co w swoim czasie okaże się znaczące dla dalszych poczynań grupy. To obecne jest rodzajem słuchowiska niezwykle zwartego narracyjnie, opartego na głównych powstańczych wydarzeniach. Zawiera dziesięć kompozycji, w których zamyka się zapis 63 dni heroizmu i brawury, ale przede wszystkim - podkreślali członkowie Lao Che - romantyzmu zatrzymanego w dźwiękach trzeszczącej płyty z odgłosami walk, rzucanymi rozkazami i radiowymi wystąpieniami. Ludzie pamiętający te czasy mają łzy w oczach i gęsią skórkę, do ich wnuków przemawia rockowy język tej opowieści. Slogan, że „muzyka łączy pokolenia” nabiera nowego sensu. Płyta „Powstanie Warszawskie” Lao Che zostaje uznana przez „Trójkę” najlepszym albumem, a przez Gazetę Wyborczą największym wydarzeniem muzycznym roku 2005. Zachwytom towarzyszy dyskusja o narodzinach tzw. nowego patriotyzmu, który nie ma nic wspólnego z akademiami „ku czci” i pozwala nastolatkom nie wstydzić się miłości do ojczyzny. Kimś w rodzaju ojca chrzestnego tego zjawiska obwołano Lao Che. - Pojawiły się pomysły, żeby zespół nagrał album o „Solidarności”, albo o papieżu... - przyznaje Rafał Kołaciński. Odpowiedź można było przewidzieć.
„Utopię twoją utopię”
Śpiewa Lao Che na swojej trzeciej płycie z 2008 roku. „Gospel” w niczym nie przypomina poprzednich concept albumów, co nie znaczy, że powstaje bez konceptu. Wydaje się nim być świadome odejście od dotychczasowych projektów i opowiedzenie się, jak mówią muzycy, „po stronie słońca”.
- Zmęczenie prowadzi do zabawy słowem i dźwiękiem - tłumaczy manager zespołu. Liczy się radość z samego grania, zabawa konwencjami muzycznymi i żonglowanie ciętym tekstem, w którym można się przejrzeć, jak w krzywym zwierciadle. Zdezorientowani dziennikarze pytają: co się zmieniło od czasu płyty „Powstanie Warszawskie”, a muzycy odpowiadają ze śmiechem, że... nic. Bo życie ma wiele odsłon i - szczęśliwie - oprócz głębszej refleksji człowiekowi potrzebne są też radosne wibracje.
Udzieliły się one zapewne tłumom bawiącym się na niedawnym koncercie Lao Che w Jarocinie, będą też obecne 31 lipca na bydgoskim Starym Rynku. Jeśli nawet koncert ten nieprzypadkowo zorganizowano w przeddzień 64. rocznicy powstania warszawskiego, to Lao Che - uczciwszy pamięć tamtych dni swoim muzycznym spektaklem - zagra nam też „Hydropiekłowstąpienie” i „Czarne kowboje”.
Utopią jest bowiem wierzyć, że dla dzisiejszej młodzieży batalion „Zośka” jest ważniejszy od ich rówieśniczki Zośki. Dopiero razem - pamięć i współczesność tworzą nas „tu i teraz”.