W czwartek (30 stycznia) przed bramą zakładu ustawili się agenci ochrony i pilnowali, by żaden TIR z ładunkiem nie wyjechał. W piątek (31 stycznia) zaczęła się akcja z piaskiem. Zasypano nim wjazdy do firmy i przez weekend był spokój. W poniedziałek też nic się nie działo i dopiero we wtorek (4 lutego) zrobiło się gorąco.
Załadowane sprzętem i towarem ciężarówki nie mogły sforsować bramy, bo stały tam piaskowe tamy, a za nimi kordon, złożony z aut agentów ochrony. Ktoś wezwał policję. - Pojawił się komendant z KP Fordon, który kontaktował się z prokuratorem i wykonywał jego polecenia - mówi jeden z ochroniarzy. - Najpierw powiedziano, że mamy się wycofać i wypuścić TIR-y, ale bez ładunku, a godzinę później pojawiło się ultimatum: usuwamy blokady, albo przyjeżdżają lawety, zabierają nasze auta, a nas wiozą do komisariatu i stawiają nam zarzuty - mówi szef agencji ochrony i przyznaje, że... spasował.
Konflikt dwóch firm.
[break]
- To nie Litwa, tu się zajazdów nie robi - takie słowa Dariusz K., właściciel Omegi, usłyszał od policjantów. - Trudno mi zrozumieć, dlaczego prokurator umożliwił firmie Truck-Lite wywóz linii produkcyjnej z Polski, wiedząc od mojego adwokata, że mam na tym sprzęcie zastaw - mówi.
K. twierdzi, że spółka Truck-Lite jest mu winna 2,3 mln zł za modernizację i adaptację hali pod jej potrzeby. - Zrobiłem to, bo zaproponowano mi przedłużenie najmu o kolejne 10 lat, koszty miałem sobie odbić podwyżką czynszu - twierdzi. Umowy najmu nie przedłużono, więc w grudniu adwokat pana K. powiadomił Truck-Lite, że czyni zastaw na jej majątku.
Co na to pani prezes? - Omega nie ma prawa zastawu na majątku Truck-Lite i nigdy takiego roszczenia nie skierowała na drogę sądową - odpowiada Bożena Dembińska i dodaje, że modernizacja hali była dla wynajmującego koniecznością, ponieważ nie spełniała ona wymagań prawa budowlanego.
Prokurator Adam Lis, który czuwał nad policyjną akcją przy ul. Przemysłowej, tłumaczy, że kazał wypuścić TIR-y z ładunkiem, ponieważ zakwalifikował to zajście jako... naruszenie miru domowego.
- Truck-Lite nadal jest najemcą tego terenu, a wzajemne roszczenia firm winno się rozstrzygać z powództwa cywilnego - mówi prokurator.
108 pracowników spółki już otrzymało wypowiedzenie pracy. W PUP zamiar grupowego zwolnienia pracowników tłumaczono... restrukturyzacją firmy, a nie jej likwidacją. Kolejne 35 osób najprawdopodobniej wkrótce straci zatrudnienie.
- Dlaczego firmy uciekają z Bydgoszczy? - pytamy przedsiębiorców, samorządowców i polityków, bo Truck-Lite nie należy do wyjątków. Uciekła od nas drukarnia „Ortis”, wybierając na siedziby swoje i spółek córek: Wrocław oraz park przemysłowy w... Solcu Kujawskim. Zdradziła Bydgoszcz spółka Makrum, przenosząc znaczną część produkcji do Szczecina. Na zwalnianym przez nie terenach mają powstać kolejne galerie handlowe, którym bydgoski klimat sprzyja.
Miłośnicy rowerów pukają się w głowę, jak to możliwe, że żaden bydgoski przedsiębiorca nie odkupił od syndyka upadłego „Rometu” praw do marki i znaków towarowych, a jedynym który się na to skusił, był właściciel firmy Arkus z Podkarpacia, który teraz eksportuje rowery, skutery i motocykle marki Romet do kilkunastu krajów.
- Rankingom nie ufam, a przyczynę tego, że w Bydgoszczy nie ma klimatu dla firm i warunków do ich przetrwania, upatruję w braku dostępu do autostrady i dróg szybkiego ruchu oraz w tym, co się dzieje na naszym lotnisku, które straciło połączenie z Warszawą i ma tak nietrafioną umowę cargo z Lufthansą, że nasi przedsiębiorcy wolą towary z portów w Poznaniu lub Gdańsku - uważa Roman Jasiakiewicz, przewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy.
- Aby stworzyć klimat dla biznesu trzeba posiąść umiejętność prowadzenia rzetelnej debaty. Uważam, że przyczyną tego, że jesteśmy źle postrzegani przez biznes jest „koreanizacja” Bydgoszczy, czyli notoryczne zrzucanie win na jakichś zewnętrznych i wewnętrznych wrogów oraz brak umiejętności budowania więzi i relacji społecznych - podpowiada wicemarszałek Edward Hartwich.
Wiele do poprawienia
- Może potrzebne jest odważniejsze i bardziej otwarte działanie samorządów? Może powinno się zmniejszyć lokalne podatki od nieruchomości, które wciąż rosną? A może biznesowi w Bydgoszczy nie służą złe relacje z Toruniem, bo choć u nas jest władza, to pieniądze dzieli się w Toruniu - dywaguje Teresa Głania, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego w Bydgoszczy.
- Niewiele lokalnych firm ma skłonność do ryzyka inwestycyjnego, trudno też na naszym rynku o kadrę, która by wprowadzała innowacyjne rozwiązania - diagnozuje Hanna Wygocka ze stowarzyszenia Pracodawcy Pomorza i Kujaw i podpowiada, że świetnie sprawdzają się w bydgoskim biznesie tzw. vouchery badawcze; dofinansowanie, które otrzymują małe i średnie przedsiębiorstwa na kontakt z jednostką naukową. Może ona np. sprawdzić wytrzymałość materiału, który zastosowany w produkcji uczyni ją tańszą lub szybszą, eliminując element ryzyka.
Wspomniany ranking bagatelizują bydgoskie władze, sugerując, że mamy znakomite warunki dla biznesu. - Mamy oczyszczalnię ścieków, proponujemy ulgi podatkowe, przygotowujemy nowe tereny inwestycyjne w Łęgnowie, a Park Przemysłowy, w którym działa już 56 firm, wzbogaci się o kilka następnych - zachwala wiceprezydent Grażyna Ciemniak.
Pierwsze miejsce w rankingu miast przyjaznych biznesowi zajęła Zielona Góra. Powód? - Stawiamy na lokalne firmy i jesteśmy przyjaźni dla inwestora, który jest dla nas ważniejszy od urzędnika, a lokalny podatek od nieruchomości przemysłowych (18,4 zł za metr) nie zmienia się od 7 lat i należy do najniższych w kraju - zdradza wiceprezydent Zielonej Góry Dariusz Lesicki.
