<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >No i okazuje się, że tym razem nie kłamali. Bo tak, jak wróżyli telewizyjni mędrcy, zrobiło się wojennie, a będzie jeszcze krwawiej. Po raz pierwszy trzy główne telewizje postawiły tak otwarcie na dołożenie konkurencji i konfrontację, co właściwie powinno nam, jako widzom, serca radować. Tyle, że efekty tej batalii są jak na razie takie sobie, bo w końcu na takim chudziutkim rynku jak nasz trudno ścigać się na przykład na programy z gwiazdami. No bo skąd je wyciągać?
A telewizje w tym sezonie zaczęły swój wyścig na wyniszczenie właśnie za pomocą tej samej broni - megawidowisk z udziałem różnorakich gwiazd i gwiazdeczek oraz amatorów, co to podobno mają talent. No, może prawie tej samej broni, bo nałożenie się czasowe programów publicystycznych Tomasza Lisa i „Teraz My”, to w końcu też nie przypadek. Jak na razie górą są chłopcy z TVN, którzy po raz pierwszy tak wprost pokazali prorodzinną gębę cwaniaczków z PSL, załatwiających robotę pociotom sprawdzonych działaczy. Za nasze pieniądze oczywiście. Zobaczyć to na własne oczy - bezcenne. W tym czasie pan Tomasz wdał się w dosyć karkołomną obronę piłkarzy skrzywdzonych podobno przez policję - do tego mając w kieszeni nie do końca pewną amunicję.
<!** reklama>Ale wracając do głównego frontu - nowe programy, w rodzaju „Rankingu gwiazd” czy „Fortu Boyard”, okazały się zbawieniem dla części naszych gwiazd, które obkolędowały już wszystkie programy dla znanych z tego, że są znani. Joanna Liszowska to sympatyczna aktorka, ale, mówiąc szczerze, wolałbym ją zobaczyć w jakiejś sympatycznej roli, a nie jako tańcująco-śpiewająco-gwiazdującego ścigacza. Szczególnie, że musi ścigać się z tancerkami czy prezenterkami, nominowanymi na gwiazdy tylko dlatego, że wystąpiły w jakichś programach z gwiazdami. Na tym w końcu produkcja celebrytów polega.
Pamiętam jak dawno, dawno temu, w czasach początku „Klanu”, przeprowadzaliśmy wywiad z Tomaszem Stockingerem. Pan Tomasz przed rozmową kończył debatę z jakimś fachurą, który przeprowadzał mu bodajże remont domu. I, jak przeciętny Polak, niepokojąc się, że fachura umknie z kasą, tłumaczył mu spokojnie: „pan nie będzie mógł powiedzieć, że mnie pan nie zna, bo ja jestem znany”. I miał rację. Dzisiaj fachura-przekrętas z gwiazdkami problemów już by nie miał.
W ten weekend w każdym razie rusza kolejny front - programów dla utalentowanych rodaków. W takich audycjach jak „Idol” czy „You Can Dance” najlepsze są oczywiście momenty, w których występują różne dziwolągi, śmieszno-straszne w swoim przekonaniu o własnych uzdolnieniach. No ale dziwić się nie ma czemu, w końcu spotykamy takich delikwentów każdego dnia. Dyrektorują sobie, naczelnikują albo po prostu psują jakąś całkiem zwyczajną robotę z wielką wiarą w siebie. Teraz w „Mam talent” czeka nas pewnie wysyp takich indywiduów. Cóż, przed nami złota polska jesień.