Gmina Kijewo Królewskie nieprzychylnie patrzy na pierwszy sukces niepublicznego, a zarazem jedynego przedszkola na swoim terenie. Awantura o stare meble może zakończyć się ostrą przepychanką
<!** Image 2 align=right alt="Image 15712" >Od ośmiu lat radni z Kijewa Królewskiego starali się zlikwidować szkołę w Trzebczu Szlacheckim. Doszło nawet do strajku okupacyjnego broniących jej rodziców i referendum w sprawie odwołania Rady Gminy. Dziś, gdy w tej wsi jest nie tylko szkoła, ale i przedszkole - władza nerwowo zgrzyta zębami.
Wieś przyjmuje ofertę
Według podobnego scenariusza rozgrywa się to w całej Polsce. Najpierw radni dochodzą do wniosku, że konieczne jest tak zwane zracjonalizowanie gminnej sieci szkół. To oznacza likwidację tych najmniejszych. W ten sposób zniknęły w Polsce już setki placówek. Z wyliczeń Federacji Inicjatyw Oświatowych, organizacji stającej w obronie wiejskiej edukacji, jeszcze około 5000 szkół jest zagrożonych likwidacją. Za takie uznaje się te, w których uczniów jest mniej niż stu. Dlatego jeszcze przez lata lokalne społeczności będą protestować i walczyć o swoje.
Najbardziej aktywni mieszkańcy nie ograniczają się tylko do strajków i protestów. Część z nich, świadomych faktu, że zamknięcie szkoły to początek końca ich małej ojczyzny, bo przecież wokół szkoły kręci się życie kulturalne na wsi, bierze sprawy w swoje ręce. Najczęściej zaczynają od założenia stowarzyszenia, które może być organem prowadzącym szkołę niepubliczną w miejsce likwidowanej publicznej. Droga urzędowa jest dość skomplikowana, ale do przejścia. Warunek jest jeden - gmina musi użyczyć budynku.
- I gminy coraz częściej rozumieją, że to dla nich dobre rozwiązanie - podkreśla Alina Kozińska-Bałdyga, prezes FIO. - Program „Mała Szkoła”, który propagujemy, dociera do coraz bardziej światłych w tej materii radnych. Teraz kładziemy nacisk na przedszkola przy każdej małej szkole.
W większości gmin lokalna władza nie tylko przekazuje subwencję oświatową przypadającą na poszczególnych uczniów nowej niepublicznej szkoły, do czego jest zobowiązana, ale dokłada też sporo od siebie. W Świętem w gminie Koneck, choć kiedyś społeczność żądała odwołania wójta i rady, dziś kwitnie współpraca.
W Trzebczu Szlacheckim też wszystko układało się według tego scenariusza. Ale do czasu. Istniejąca od 1947 roku w dworku rodziny Ślaskich szkoła liczyła w latach 60. nawet 240 uczniów. W dobie obecnego niżu demograficznego, ograniczona przez władze gminy do klas 1-3, miała tylko 21 uczniów. Likwidacja była nieuchronna. Wtedy na scenie pojawił się duet z Torunia - Artur Wojciechowski i Sława Tokarska-Włodowska. Ich oferta spodobała się mieszkańcom wsi. Zaproponowali założenie dwujęzycznej szkoły niepublicznej, wspomnieli też o przedszkolu.
Przedszkole też darmowe
- Ja zostałem, jak to się niezbyt zgrabnie określa, organem prowadzącym - wspomina Artur Wojciechowski. - W Toruniu prowadzę szkołę pomaturalną i liceum dla dorosłych. Mam doświadczenie. Pani Sława została dyrektorką nowej szkoły w Trzebczu.
<!** Image 3 align=left alt="Image 15713" >Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiły się dzieci. Pięciu uczniów klasy piątej wróciło z Kijewa do swej starej szkoły. Łącznie uczęszcza dziś do SP w Trzebczu 28 uczniów. Ale siłą tej placówki jest przedszkole. Aż 32 dzieci w dwóch grupach! Wcześniej w gminie Kijewo przedszkola nie było. A gdy kilka lat temu władze próbowały je założyć, nie mogły znaleźć chętnych...
- Mieszkańcy także z dalszych rejonów naszej gminy dopytują się o warunki i nie chcą wierzyć, że nasze przedszkole jest darmowe - mówi Halina Porożyńska, była dyrektorka szkoły, a dziś wicedyrektorka do spraw przedszkola. - Gmina jest zobowiązana dofinansowywać przedszkolaków. Z naszych informacji wynika, że chodzi o pieniądze rzędu 230-250 zł na dziecko miesięcznie. To powinno wystarczyć na pięciogodzinny pobyt dziecka w placówce. Rodzice stwierdzili, że tyle wystarczy. Bo bardziej chodzi tu o edukację przedszkolną, niż samą opiekę.
Za miesiące od września do grudnia ubiegłego roku gmina nie dała ani grosza, bo nowy prowadzący nie zdążył złożyć wszystkich dokumentów.
- Zostaliśmy tym przedszkolem zaskoczeni - podkreśla wójt Mieczysław Misiaszek. - Teraz zaczniemy płacić, ale jeszcze nie obliczyliśmy ile.
<!** Image 4 align=left alt="Image 15714" >Nikt nie ma jednak wątpliwości, że chodzi o ponad 6000 złotych miesięcznie. I to jest cały problem. Gmina najwyraźniej nie spodziewała się takiej popularności przedszkola i takich wydatków. Do Trzebcza dotarła wieść, że radni chcą zdobyć na ten cel środki ze... szkoły w Trzebczu. Podpisując umowę z Arturem Wojciechowskim ustalono dzierżawę za budynek szkolny w wysokości 100 złotych miesięcznie, zastrzegając zarazem, że meble i sprzęt szkolny mogą być nieodpłatnie użytkowane tylko do 10 lutego. Dziś radni mówią otwarcie - chcą za stare meble 3000 złotych miesięcznie. W Trzebczu nie mają wątpliwości, że gdyby przedszkola tam nie było - nikt nie śmiałby żądać takiej kwoty.
- Liczymy się z tym, że meble gmina nam odbierze. Organizujemy inny sprzęt, który wiele zaprzyjaźnionych placówek chce nam oddać nawet za darmo - Artur Wojciechowski nie ma wątpliwości, że dzierżawa za stare graty jest bez sensu i nie zamierza jej płacić. - Jeśli dojdzie do wywózki, w ferie, zamiast zajmować się dziećmi, będziemy mieli sporo pracy z przeprowadzką.
Mieszkańcy podchodzą do sprawy inaczej. Są zdecydowani bronić majątku szkoły, który w wielu przypadkach pochodził z ich darowizn i składek. Nie wykluczają nawet blokady szkolnego budynku.
- Jestem zszokowana takim podejściem władz. Walczyłam o tę szkołę od lat i nie dam jej rozszabrować - mówi Maria Rokita, którą spotkaliśmy w szkole na uroczystych obchodach Dnia Babci.
Meble w większości są stare i zdezelowane, pamiętają rodziców obecnych uczniów. Sprzęt komputerowy częściowo jest darem dla szkoły, częściowo pochodził ze zrzutki nauczycieli i rodziców. Sprzęt audio uczniowie dostali za zebrane puszki, meble w pokoju nauczycielskim podarowała firma Adriana.
- Podczas przekazania nam budynku sporządzono spis z natury, więc teraz gmina uważa, że wszystko tu jest jej. A przecież jak było to szkolne, tak powinno pozostać - zauważa dyrektor Sława Tokarska-Włodowska. - Niczego, na Boga, stąd nie wywieziemy do swoich domów! Do naszej szkoły chodzą dzieci tej gminy i im ten sprzęt służy, tak jak poprzednim pokoleniom.
Niepotrzebna awantura
Wszystko wskazuje na to, że w Trzebczu może dojść do zupełnie niepotrzebnej i niezrozumiałej awantury. Artur Wojciechowski dzierżawy za sprzęt nie zamierza płacić, gmina choć nie potrzebuje starych gratów, będzie musiała je sobie zabrać, a to z kolei może być trudne, gdy na drodze staną mieszkańcy.
W naszym województwie działa obecnie 15 niepublicznych tak zwanych małych szkół, w tym szkoła w Trzebczu. Ale tylko tam pojawiły się tak kuriozalne problemy.