[break]
W niedzielne popołudnie mama z trojgiem dzieci weszła na pokład nowoczesnej platformy (nie mylić z windą!) m.in. dla wózkowiczów, tuż przy zejściu podziemnym na dworzec PKP w Bydgoszczy. Nie spodziewała się, że czeka ją za moment najdłuższy zjazd w życiu i półtoragodzinne oczekiwanie na pomoc.
O traumie kobiety zawiadomił nas świadek zdarzenia: - Było po 18, gdy ta rodzina utknęła za szkłem - relacjonował. - Ochrona dworca nie reagowała, obsługa dworca także nie. Nikt nie miał specjalnego klucza. Kobiecie radzono, by dzwoniła na 112, albo po straż pożarną. Dopiero po półtorej godzinie przyjechał serwisant i wypuścił więźniów.
Mamie zarzucono, że przeciążyła windę, że niewłaściwie wciskała alarmowy przycisk (słychać go było ponoć tylko w windzie!), wreszcie, że nie umie posługiwać się przyciskami. Do tej ostatniej diagnozy przychyla się także Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy, który platformą i jej otoczeniem zarządza, ponieważ to miejski pas drogowy.
To nie jest zwykła winda
Krzysztof Kosiedowski, rzecznik ZDMiKP, mocno podkreśla, by nie mówić „ winda”. Bo to platforma, która od windy różni się m.in. sposobem obsługi i profilem odbiorcy. Na platformie wciska się przycisk z poziomem O bądź 1 i trzyma się go tak długo, aż zjedzie/wjedzie na pożądany poziom. W windzie przyciska się tylko raz i po kłopocie. - Pani wcisnęła przycisk i puściła go, co zatrzymuje dźwig. Tak działa ten mechanizm - tłumaczy rzecznik. - Można zatrzymać się kilka centymetrów wyżej, niżej, co może być ważne dla osoby na wózku inwalidzkim. Warto czytać instrukcję.
Pasażerowie na schody!
Matka wcisnęła „stop” (co dla maszyny znaczy: niebezpieczeństwo), a później: „alarm”. - Jego dźwięk jest słyszalny w kabinie i poza nią, chodzi o to, by ściągnąć przechodniów - wyjaśnia Krzysztof Kosiedowski. Dodaje, że można korzystać ze słuchawki (jest wewnątrz) i dzwonić po serwis (pojawił się po 1,5 godziny, cud, że w środku nikt nie zasłabł). Próbowaliśmy się dostać na platformę, ale... trwa awaria, a serwisant obwieszcza: „Czekamy na części”. Może to i lepiej. Instrukcja brzmi groźnie, a półtorej godziny w zamknięciu to szmat czasu...