O konflikcie na terenie Rodzinnego Ogrodu Działkowego im. gen. Sikorskiego przy ul. Ciechocińskiej pisaliśmy jesienią ubiegłego roku. Pani Janina, członkini Animals Towarzystwa Pomocy Zwierzętom, za zgodą jednej z właścicielek działek, na jej terenie ustawiła budki dla kotów i tam je karmiła. Problemy zaczęły się, gdy na działkę obok wprowadził się młody mężczyzna z rodziną. - Szczuje koty psem. Próbuje mnie zastraszyć. Rozebrał część budki tzw. stołówki dla kotów i spalił ją w ognisku, zaśmieca też teren wspomnianej działki. Obrzuca mnie wyzwiskami przy swoim synu. Jaki daje przykład dziecku? - żaliła się kobieta.
[break]
Czara goryczy przelała się, gdy pod koniec sierpnia ubiegłego roku pani Janina razem ze znajomą zostały oblane przez mężczyznę zimną wodą z węża ogrodowego. Sprawa znalazła swój finał w sądzie. Ten uznał 37-latka za winnego zarzucanego mu czynu i wymierzył karę z art. 107 Kodeksu wykroczeń, czyli za tzw. złośliwe niepokojenie. Mężczyzna musi zapłacić 400 zł grzywny oraz pokryć koszty postępowania sądowego, w sumie 490 zł.
- To zbyt łagodna kara. Ten pan nic sobie z niej nie robi i śmieje mi się prosto w twarz - uważa pani Janina. Seniorka twierdzi, że każde jej wyjście na karmienie nadal wiąże się ze stresem. - Pani, u której dotychczas dokarmialiśmy koty, miała już dość takiego sąsiedztwa i sprzedała działkę. - Teraz, za zgodą sąsiada z naprzeciwka, przenieśliśmy budki na jego teren, ale kotów jest mniej. Wcześniej naliczyliśmy ich 18, teraz przychodzą dwa lub cztery. Boję się, że ten mężczyzna zrobił im krzywdę - denerwuje się pani Janina.
- Mam też żal do wiceprezes Okręgowego Zarządu Polskiego Związku Działkowców w Bydgoszczy, która na jednym z zebrań powiedziała, że kotów nie wolno dokarmiać na działkach, a gdy pojawimy się w ogródkach, działkowcy mają wzywać straż miejską. Te słowa dały przyzwolenie do takich zachowań. Tymczasem Ustawa o ochronie zwierząt mówi, że zarządca terenu zobowiązany jest dać dostęp do wody i karmy, a zwierzęta wolno żyjące stanowią dobro ogólnonarodowe - twierdzi.
Sprawę zna także Izabella Szolginia, dyrektorka Schroniska dla Zwierząt w Bydgoszczy i zarazem prezes Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt OTOZ Animals Oddział Kujawsko-Pomorskie. - Udzieliliśmy wsparcia pani Janinie. Zaoferowaliśmy pomoc prawnika. Niestety, w Polsce kary za znęcanie się nad zwierzętami są mało dotkliwe, wręcz śmieszne. Najczęściej są to grzywny lub wyroki w zawieszeniu. Jestem oburzona, gdy słyszę frazes: „Działanie ma niską szkodliwość społeczną”. Kilka dni temu na Facebooku przeczytałam, że babcia na oczach wnuczki zabiła kota, uderzając nim o podłogę. Takie zachowania to bestialstwo, trzeba je napiętnować i surowo karać. To jedyna droga - mówi Izabella Szolginia.
Podobnie uważa Barbara Grajek, prezes Animals Towarzystwa Pomocy Zwierzętom: - Gdyby wyroki były wyższe, ludzie nie czuliby się bezkarni. W ubiegłym roku jeden z mieszkańców Okola trzymał psa na 50-centymetrowym łańcuchu, który przybity był do podłogi. Zostawiał go na weekend bez wody i jedzenia.
Z policyjnych statystyk wynika, że coraz częściej przeciw osobom, które znęcają się nad zwierzętami, wszczyna się postępowanie. Dwa lata temu takich spraw było 7 w Bydgoszczy i powiecie, w 2014 r. - 9, od stycznia tego roku - 2.
W Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy w latach 2013-2014 zapadło łącznie 25 orzeczeń wobec osób, oskarżonych z przepisów Ustawy o ochronie zwierząt. - W części spraw warunkowo umarzano postępowanie - informuje Włodzimierz Hilla, rzecznik Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. - W niektórych orzekano kary ograniczenia wolności, ale i jej pozbawienia (najsurowsza to rok i 6 miesięcy), z warunkowym zawieszeniem ich wykonania. Kary grzywny orzekane były obok kar pozbawienia wolności. Zastosowano też zakaz posiadania zwierząt, dozór kuratora, świadczenia pieniężne, jak i nawiązki.