Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapłaństwo to nie więzienie

Redakcja
Po latach duszpasterstwa zdejmują sutanny i zaczynają życie od nowa. Jest to nazywane różnie - zdradą, odejściem albo aktem odwagi. Tak czy inaczej decyzja o porzuceniu kapłaństwa to dramat człowieka, który znalazł się na rozdrożu.

<!** Image 3 align=none alt="Image 204782" >

Rozmowa z JÓZEFEM STREŻYŃSKIM, byłym duchownym rzymskokatolickim, współzałożycielem Stowarzyszenia Żonatych Księży i ich Rodzin prezbiter.pl.

Jak ludzie w Polsce reagują na byłego księdza?

Na co dzień funkcjonuję w środowisku wielkomiejskim, więc nie spotykam się z odrzuceniem. Jestem najwyżej ciekawostką. Może w mniejszych społecznościach bywa z tym problem. Dużo zależy od kultury, poziomu intelektualnego i świadomości religijnej ludzi. Zresztą nawet na wsi zrzucenie sutanny nie jest już tematem tabu. Ludzie zaczynają rozumieć różnicę między ewangelią a przepisami kościelnymi. Poza tym bardzo ważna jest uczciwość. Ja nie uciekałem i nie udawałem. Od początku mówiłem, jak jest, bo ludziom należy się szacunek. Zostało to docenione. Do dzisiaj z powodzeniem egzystuję w środowisku, w którym pełniłem posługę duszpasterską.

Nie miał Pan poczucia winy?

Dlaczego? Najważniejsza jest moja uczciwość wobec Pana Boga i ludzi. Gdybym jako ksiądz miał kobietę na boku, byłoby sto razy gorzej. Nigdy nie uważałem celibatu za nietykalne sacrum, zgodnie zresztą z tym, czego nas uczono w seminarium. Od początku wiedziałem, że bezżenność ma mi pomóc w duszpasterstwie. Ta instytucja dobrze pełniła i nadal pełni swoją funkcję. Dzięki niej Kościół skończył z symonią (kupczenie stanowiskami kościelnymi - przyp. red.), nepotyzmem i innymi grzechami.

<!** reklama>

Jak przyjęła to najbliższa rodzina?

Z tym zawsze jest problem. To był dla moich bliskich szok, ponieważ przez 16 lat mojej posługi mocno zżyli się z myślą, że w rodzinie jest duchowny. Mieli do mnie żal. Cała ta sytuacja przypomina rozwód. Dzięki cierpliwej perswazji, tak mojej, jak i księdza proboszcza naszej rodzinnej parafii, w końcu zrozumieli, że celibat nie jest dogmatycznie związany z sakramentem kapłaństwa, że jest to regulacja wewnątrzkościelna, z którą godzi się człowiek, kiedy chce zostać duchownym. Każdy jednak ma prawo do tego, by z ważnych powodów wycofać się z celibatu. To nie jest więzienie do końca życia. Chrystus nie wymagał bezżenności od apostołów. Dopiero od niespełna 900 lat obowiązuje ten wewnętrzny przepis Kościoła rzymskokatolickiego.

Trudno się odchodzi po 16 latach?

Jest to przewrócenie życia do góry nogami. Bez zawodu i wykształcenia, bez kontaktów, często bez wsparcia rodziny i przyjaciół, bardzo trudno odnaleźć się w nowych realiach. Duchowny, który chce odejść i uregulować swoją sytuację, zaczyna od wystąpienia do biskupa o zwolnienie z obowiązków duszpasterskich. Później zwraca się do Watykanu z prośbą o przywrócenie do stanu świeckiego i może zacząć funkcjonowanie w „cywilu” oraz w Kościele. Zwolnienie z celibatu i ewentualne przyjęcie sakramentu małżeństwa wymagają natomiast kolejnych dyspens Stolicy Apostolskiej.

Wielu odchodzących przechodzi tę procedurę?

Większość, ponieważ z reguły wszyscy są wierzący i czują się członkami tegoż Kościoła. Kiedy człowiek odchodzi z duszpasterstwa, a jego dalsze życie nie koliduje z przepisami prawa kościelnego, to w sposób naturalny pozostaje członkiem Kościoła, tak jak każdy inny chrześcijanin, chyba że swoim postępowaniem zaprzecza nauce Chrystusa.

Jak długo trwa procedura przeniesienia do życia świeckiego?

Po II Soborze Watykańskim księża będący w związkach z kobietami zaczęli masowo się ujawniać. Dużo było nieprzemyślanych odejść, opartych na emocjach. Dlatego pojawił się pomysł, by przewlekać owe procedury, aż do ukończenia przez starającego się o to 40. roku życia. Dziś odchodzi się już od tej praktyki. Jeden z moich kolegów czekał rok. Drugi natomiast 10 lat, przy czym zgodę na zwolnienie z obowiązków duszpasterskich uzyskał od razu, ale musiał poczekać na dyspensę od celibatu. Czekał, bo chciał się ożenić, ale nie wszyscy występują o taką dyspensę.

Dlaczego Pan odszedł?

Tak jak większość chciałem się ożenić. Żyję w małżeństwie, mam dwoje dzieci. W stanie świeckim jestem od 20 lat. Pozostaję w Kościele i korzystam z sakramentów. Utrzymuję też serdeczne kontakty z ludźmi, których w przeszłości jako ksiądz prowadziłem w duszpasterstwie akademickim. Przyjaźnię się również z proboszczem mojej obecnej parafii.

A z dawnymi kolegami księżmi?

Tylko z kilkoma, bo większość z nich ma mi za złe, że się wykruszyłem z tego grona. Biskup również nie był zadowolony. Pewnie dlatego, że byłem dobrym księdzem. Gdybym był zły, przyjąłby moją rezygnację z ulgą.

Jaki zawód dzisiaj Pan wykonuje?

Jestem terapeutą uzależnień.

Jakie są najczęstsze powody porzucania kapłaństwa?

Przede wszystkich chęć zawarcia małżeństwa, ale też coraz częściej wypalenie wewnętrzne i brak porozumienia we wspólnocie. Z drugiej strony, ludzie są dzisiaj bardziej wolni w swoich wyborach niż kiedyś. Jeśli ktoś pomyli się w rozpoznaniu powołania, łatwiej jest mu zawrócić z tej drogi.

<!** reklama>

Pan się pomylił?

Ja nie miałem wątpliwości co do swego powołania. Lata służby kapłańskiej to szczęsny czas mego życia. Musiałem jednak wybrać pomiędzy małżeństwem a duszpasterstwem.

Dlaczego dopiero po 16 latach?

Kiedy jako młody kleryk, przed przyjęciem wyższych święceń deklarowałem biskupowi celibat, nie mogłem przewidzieć przyszłości. Miałem, oczywiście, szczerą chęć wytrwania w celibacie jak najdłużej, nawet do końca życia, ale przecież żaden człowiek nie wie, co mu los przyniesie. Gdyby było to możliwe, chętnie byłbym dalej duszpasterzem, mając jednocześnie rodzinę, bo powołanie do kapłaństwa nie kłóci się z powołaniem do małżeństwa. Kościół wschodni tak żyje i ma się dobrze.

Czy to nie było pójście na łatwiznę?

Nie rozumiem, dlaczego to miałoby być łatwe. Małżeństwo wcale nie jest łatwiejsze od celibatu.

Jak radzą sobie byli księża?

Jeden z moich znajomych wykłada na uniwersytecie, dwaj inni są bankowcami, inny jest agentem ubezpieczeniowym, kolejny instruktorem nauki jazdy. Wszystko robią. Lwia część radzi sobie dobrze.

Po co powstało stowarzyszenie dla byłych księży?

Kiedy zaistnieliśmy 15 lat temu, chodziło nam o udzielanie sobie wsparcia. Nie mamy osobowości prawnej, składek ani kartotek. Pomagamy sobie w razie potrzeby.

Czy zdarzają się porzucenia stanu kapłańskiego i powroty?

Bywały takie sytuacje. Powracający musi przekonać biskupa, że nie jest to kolejny jego kaprys, chimera. Organizacyjnie też jest z tym trochę zamieszania, bo trzeba znaleźć wracającemu miejsce zatrudnienia w Kościele.

Jak Pan odebrał tłumaczenie byłego dominikanina Jacka Krzysztofowicza, o którego odejściu było ostatnio głośno? Stwierdził on, między innymi, że patrząc w stronę Boga widział pustkę.

Każdy może mieć trudne chwile w życiu duchowym. Wielcy święci je przeżywali. Matka Teresa z Kalkuty przyznała kiedyś, że od wielu lat czuje pustkę. Po trzydziestce mężczyzna podobno dojrzewa do ojcostwa, a w okolicach czterdziestki pojawia się kryzys wieku średniego. Dopada człowieka rutyna i poczucie samotności. Jeżeli w tym okresie osoba duchowna zwiąże się emocjonalnie z drugim człowiekiem, to może pojawić się realny problem i dylemat. Bo z jednej strony, mamy uczucie nie do pogardzenia, które jest lekarstwem na ból kryzysu, z drugiej zaś, kawał życia za sobą, a jednocześnie przyszłość za mgłą.

Co można poradzić takiemu człowiekowi?

Nie można nikogo do niczego namawiać. Jedni odchodzą, inni nie, ale nadal żyją w związkach. Bardzo serdecznie im współczuję. Sam nie chciałem być w takiej sytuacji. Znam księży, którzy do końca życia utrzymywali nieformalne związki z kobietami. Inna sprawa, że z reguły były to wzorowe pary.

Dlaczego nie umieli zrezygnować ze służby kapłańskiej?

Proszę uruchomić wyobraźnię. Człowiek czterdziestoletni bez zawodu, bez układów, znajomości? Rodzinę trzeba z czegoś utrzymać, może na horyzoncie są narodziny dziecka. To nie jest takie łatwe. Ja miałem wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół, ale nie wszyscy są w takiej komfortowej sytuacji. Czasem człowiek jest kompletnie sam, bo wszyscy się na niego obrazili.

Czy przechodząc do stanu świeckiego trudno było pozbyć się nawyków stanu kapłańskiego?

Jakieś piętno na pewno zostaje. W końcu nadal jest się kapłanem, tyle że w stanie spoczynku. Emerytowanego żołnierza też od razu można rozpoznać. Mnie pewnie również. Żona mi na początku mówiła, że mam takie kościółkowe zachowania. Chyba z czasem musiałem się ich wyzbyć, bo już nie słyszę utyskiwań (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!