Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapitan Kloss trochę nam zmalał

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Co można zrobić po latach ze świątkiem? I to nie byle jakim świątkiem, ale narodowym? Z ikoną, guru, idolem paru pokoleń? Doświadczenie uczy, że świątki najlepiej chować do szafy, bo kiedy próbujemy je reanimować, niewiele z nich zostaje. Z kapitanem Klossem, jedną z najważniejszych figur polskiej popkultury paru dekad, na szczęście nie poszło tak źle. Film „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” da się oglądać. Aż tyle i tylko tyle.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Co można zrobić po latach ze świątkiem? I to nie byle jakim świątkiem, ale narodowym? Z ikoną, guru, idolem paru pokoleń? Doświadczenie uczy, że świątki najlepiej chować do szafy, bo kiedy próbujemy je reanimować, niewiele z nich zostaje. Z kapitanem Klossem, jedną z najważniejszych figur polskiej popkultury paru dekad, na szczęście nie poszło tak źle. Film „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” da się oglądać. Aż tyle i tylko tyle. <!** reklama>

A pewnie nie tylko mnie gnębił dylemat, czy Klossa w ogóle można reanimować. No bo jak? W tamtej poetyce? A poza tym, czy piękny Hans ciągle rusza kinową publikę? Nie czarujmy się, inaczej oglądało się serial osadzony w realiach II wojny światowej w latach 60., a inaczej taki temat funkcjonuje po pół wieku, kiedy wojna to coraz bardziej rozdział w książkach do historii, a nie realne wspomnienie. Byłem więc zaskoczony przyjęciem przez reżysera Patryka Vegę poetyki mocno podwiązanej pod „Stawkę większą niż życie”, takiej niby serio, ale z dystansem, gdzie lekko komicznym postaciom towarzyszą całkiem poważne sprawy. Sądziłem, że twórcy Klossa zaryzykują, zrobią dajmy na to solidny, krwisty thriller albo rozchichotany pastisz. Ale nie zaryzykowali.

Zaskoczyło mnie też tak intensywne eksploatowanie w „Hansie Klossie” wiekowego duetu Mikulski - Karewicz. Można było oczekiwać, że będzie to co najwyżej klamra dla pojedynku nowego Klossa i nowego Brunnera, a tu proszę, aktorscy emeryci grasują po ekranie na całego. I cóż... Chciałbym napisać, że ukradli młodziakom film, ale, niestety, nie ukradli. Oczywiście najzabawniejsze jest wpasowywanie Klossa w zmienione spojrzenie na historię. W PRL nasz agent grał na radzieckich sojuszników, tu jest wobec nich mocno sceptyczny. Ba, jego powojenne losy są ponure - oskarżenie o zdradę, rozgoryczenie, margines życia. Cóż, jedno trzeba w każdym razie Patrykowi Vedze przyznać - zrobił wartkie widowisko przygodowe, na którym nie nudzimy się prawie w ogóle, rekonstrukcja oblężonego Królewca jest całkiem, całkiem, a filmowe rzemiosło bardzo przyzwoite. Tego po twórcy pamiętnego „Pitbulla” można się było zresztą spodziewać.

A oglądamy opowieść rozgrywaną w dwóch planach czasowych. Pierwszy to rok 1945 - w atakowanym przez Rosjan Królewcu kapitan Kloss, przy pomocy pięknej pannicy, próbuje udaremnić wywiezienie Bursztynowej Komnaty przez Niemców. Drugi plan - to połowa lat 70. Gromada nazistowskich niedobitków zamierza zrealizować plan „III Rzesza - reaktywacja”. Środki ma im zapewnić Bursztynowa Komnata.

Udało się namówić do udziału w tym filmie aktorską pierwszą ligę. Jest tu i Adamczyk, i Olbrychski, i Woronowicz, i nasz regionalny Piotr Głowacki. Wszyscy trzymają poziom, choć umówmy się, że zgraja wiekowych nazistów ociera się o granice groteski. Na pewno sprawdził się Tomasz Kot w roli młodego Klossa. Tyle że Kot to aktor bardzo wysoki, Stanisław Mikulski gabaryty ma zaś normalne. Kiedy więc przeskakujemy z epoki do epoki, to wygląda na to, że Kloss jakby zmalał. I może coś jest na rzeczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!