Zaraz po meczu zapytaliśmy Kamilę Rosińską jak ocenia to trzecie z rzędu (dwa w rundzie jesiennej) 0:0 swojego zespołu?
- w pierwszej połowie 20-25 minut przespałyśmy. Obudziłyśmy się pod koniec pierwszej połowy. To co u nasz szwankuje, to brak skuteczności, niemożność oddawania strzałów, sprawdzenia bramkarki przyjezdnego zespołu. Bo umówmy się, wypluwała te piłki i wystarczyło je dobić. Zabrakło tej kropki nad „i”. Druga połowa wyglądała dużo lepiej, ale to jest jeszcze za mało. Musimy zdobywać punkty, musimy grać o całą pulę, a nie tylko jej część. Jeden punkt absolutnie nas nie satysfakcjonuje.
A czego zabrakło zespołowi oprócz skuteczności?
- Troszkę więcej agresywności, pozwoliłyśmy na zbyt dużo. W meczu poprzedniej rundy z tym zespołem dominowałyśmy, tym razem to one pokazały taki pazur. My trochę mniej. Gdybyśmy były bardziej waleczne, bardziej agresywne, to wtedy mogłybyśmy wygrać.
KKP miał troszkę szczęścia z tyłu, bo rywalki trafiły w poprzeczkę i słupek (dokładnie Sandra Bukowska,wychowanka KKP).
- Szczęście też musi być, akurat z tyłu pomogło. Ale strzał w poprzeczkę, czy w słupek, to jest zawsze strzał niecelny. Za pierwszym razem podbiłam piłkę, za drugim piłka nie zakręciła się do wewnątrz, tylko wyszła w pole i to jest właśnie to szczęście.
Kamila Rosińska bardzo pewnie czuje się w bramce KKP. Wielokrotnie interweniowała nogami na przedpolu, a nawet na 16 metrze, niczym Manuel Neuer w Bayernie Monachium i reprezentacji Niemiec.
- Odpukać, jest dobrze. Lubię grać na przedpolu, nie powiem, że nie (śmiech). Pomagam koleżankom w obronie jak mogę. Wiadomo, pierwsze koty za płoty, ale gramy dalej. I zawsze o trzy punkty!
W 11. kolejce KKP jedzie do Błękitnych Stargard. Mecz 2 kwietnia, w niedzielę, o godz. 17.30.