Przyznasz, że wyglądało to żenująco.
- Zgadza się. Sam w 2012 roku na mistrzostwach Europy też stałem tak przy linii bocznej gotowy do zmiany przez trzy minuty i nie wszedłem. Dzisiaj w pewnym momencie zorientowałem się co jest grane, próbowałem ratować sytuację (Kamil upadł na boisko i udawał kontuzję – przy. autor). Rzeczywiście głupio to wyszło, rozumiem i szanuję Kubę i widziałem co się dzieje. To przecież zasłużony piłkarz dla naszej drużyny. Te ostatnie minuty wyglądały jak kabaret, dlatego próbowałem coś zrobić.
Kamil Glik dużo dał dzisiaj naszej obronie. I od razu dało łatwiej grało się wam – skrzydłowym. No tak. Kamil to lider naszej defensywy i było to dzisiaj widać. Był praktycznie nie do przejścia. Brakowało go w pierwszych meczach. Dziś graliśmy to, do tego byliśmy przyzwyczajeni, a z Kamilem było po prostu łatwiej.
Glik mówił, że był już gotowy na Kolumbię. Czemu nie dostał szansy w tym drugim meczu?
O to trzeba zapytać trenera, bo on podejmuje decyzje. Ja przyjaźnię się z Kamilem i wiem, że chciał grać i robił bardzo dużo żeby wrócić do pełnej sprawności. Nam mówiono, że będzie gotowy na 100 procent na Japonię i tak to ostatecznie się skończyło. Dobrze, że zagrał, bo bardzo nam dzisiaj pomógł.
Ale generalnie mistrzostwa wypadły dla nas źle.
Nie da się ukryć. Zawiedliśmy siebie i kibiców i strasznie to przeżywamy. Mieliśmy określony cel – wyjście z grupy. Prawda jest niestety taka, że nie zasłużyliśmy na awans. Przegraliśmy go w pierwszym meczu z Senegalem, bo w drugim z Kolumbią nie mogliśmy nic zrobić. Była od nas lepsza o parę klas. Dobrze, że chociaż dziś udało się wygrać i trochę uratować twarz. Daliśmy parę procent radości kibicom i sobie. Bo dziś mogło się to zupełnie inaczej skończyć. Jest katastrofa, a byłoby już fatalnie.
Dziś wreszcie były sytuacje.
No tak. Naszą największa bronią zawsze była gra z kontrataku. W meczu z Senegalem i Kolumbią tego nie pokazaliśmy i nie było sytuacji. Dziś graliśmy starym systemem 4-4-1-1, typowo z bocznymi pomocnikami i przynajmniej było zagrożenie.