
Kamery online w przedszkolu. Ratunek czy groźna moda?
W Toruniu, za sprawą procesu przedszkolanki, oskarżonej o przemoc wobec dzieci, trwa dyskusja o kamerach online. - Odradzam. Podglądanie dzieci rodzi konflikty i obsesje. Ojcowie błagali nas, by „to wyłączyć, bo żona patrzy non stop” - mówi Paweł Pachnik z przedszkola „Radość” w Bydgoszczy.
Prywatne przedszkole „Radość” przy ul. Morskiej w Bydgoszczy było pierwszym w kraju, które umożliwiło rodzicom podglądanie dzieci i personelu online. Kamery (na początku czarno-biało) zainstalowano 14 lat temu. Po roku udostępniono rodzicom dostęp do obrazu. Mama lub tata logowali się do systemu i patrzyli. Po dekadzie z Big Brotherem przedszkole zrezygnowało z kamer całkowicie. - Przeszliśmy całą drogę, pełną konfliktów i pułapek. Odradzamy innym kamery online. Ale wiemy, że ludzie wolą się uczyć na własnych, a nie cudzych błędach - wzdycha Paweł Pachnik, wicedyrektor przedszkola „Radość”?
O jakie pułapki chodzi? Pierwsza to obsesja części rodziców. Dotyka szczególnie matki, które dość szybko przestają normalnie funkcjonować. - Przychodzili do nas ojcowie i dosłownie błagali, żeby „to wyłączyć, bo żona patrzy non stop. Nie pracuje, nie gotuje, nie sprząta, tylko patrzy - wspomina Paweł Pachnik.

Obyś przegrał, zdrajco! Z Torunia do Bydgoszczy i na odwrót żużlowcy bali się przenosić
Jeden z najlepszych polskich żużlowców lat 50. ub. wieku, Zbigniew Raniszewski z Torunia startował w lidze jako bydgoszczanin.
Kiedy zawodnik z plastronem obcego klubu wychodził do prezentacji na „swoim” byłym stadionie, publiczność przeraźliwie gwizdała i skandowała „Zdraj-ca! Zdraj-ca!”. Zmiany klubu w czasach PRL-u były przez kibiców traktowane jak przestępstwo.
Ówczesna filozofia nie tylko sportu, ale i życia wierność jednej drużynie przez całą karierę zawodniczą stawiała za wzór - jako najwyższą cnotę sportowca. Oczywiście, nawet w PRL-u takie bariery w rozmaity, z reguły nieczysty sposób, omijano.
Jeszcze w latach trzydziestych, czasach „dirt-tracku”, poprzedzającego „prawdziwy” żużel, doszło do bydgosko-toruńskiej kłótni. Kiedy w 1931 roku bydgoszczanie pojechali do Torunia na towarzyskie „zawody przyjaźni” i je wygrali, upokorzeni torunianie schowali należne triumfatorom nagrody i puchary i ich nie wręczyli zwycięskim gościom.
To tak bydgoszczan rozeźliło, że publicznie przyrzekli, że ich noga w mieście Kopernika nigdy więcej nie postanie. I słowa dotrzymali. Do 1939 roku...

Szkielet jak taśma magnetofonowa. Skąd przyszliście, bracia Piastowie?
Dr hab. Tomasz Kozłowski: - Największe emocje towarzyszyły nam podczas badań genetycznych.
Czy twórcami państwa polskiego byli przybysze z Europy Zachodniej, potomkowie np. Germanów albo Celtów?
- Tego nie można wykluczyć - mówi dr hab. Tomasz Kozłowski, antropolog z UMK w Toruniu, koordynujący prace międzyuczelnianego zespołu, który po raz pierwszy w historii badał DNA książąt Stanisława i Janusza, ostatnich z dynastii Piastów mazowieckich
Wyjaśnienie tajemnicy pochodzenia dynastii piastowskiej to kwestia, która od lat jest przedmiotem długiego i zaciętego sporu historyków i archeologów. Jedni twierdzą, że twórcy państwa polskiego byli rdzennymi Słowianami, inni z kolei widzą w Piastach potomków wikingów albo książąt wielkomorawskich. Kto ma rację? Pierwsze na świecie badania genetyczne Piastów mogą sporo dopowiedzieć...

Bezpardonowe rozgrywki literatów donosami i … własnym ego podszyte
Zarząd Główny ZLP zawiadamia prokuraturę o domniemanych przestępstwach, popełnionych przez Dariusza L. prezesa bydgosko-toruńskiego oddziału tej organizacji.
Przekazuje śledczym pisemne skargi polonijnych poetek i toruńskiego literata.
- Ten donos oparto na pomówieniach. Prezes ZG ZLP Marek Wawrzkiewicz wspólnie z Krzysztofem Sz. z Torunia i skupioną wokół niego gromadką moich wrogów rozpętali oszczerczą kampanię. Próbują mnie zniszczyć i zdyskredytować.
Nie bez powodu. Dla Wawrzkiewicza jestem kontrkandydatem do funkcji prezesa ZG ZLP, zaś Krzysztof Sz. przegrał ze mną proces o zniesławienie i musi mnie przeprosić - twierdzi Dariusz L.