Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kajetan Duszyński: Paryż 2024? Marzę o kwalifikacji indywidualnej i kolejnym medalu [wideo]

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Wideo
od 16 lat
Rozmowa z mistrzem olimpijskim Kajetanem Duszyńskim. Złoty medalista olimpijski z Tokio w sztafecie mieszanej 4x400 m Kajetano Kapitano Duszyński zmagał się z kontuzją, ale już wraca na bieżnię.

Co u pana słychać i jak jest ze zdrowiem?
U mnie dużo zmiennych. Tydzień po tygodniu bardzo dynamicznie u mnie się zmienia. Obecnie ze zdrowiem nie jest jakoś idealnie. Borykam się z lekką kontuzją, ale jednak kontuzją mięśnia dwugłowego. Mam nadzieję, że ten najgorszy okres jest już za mną, bo powoli wracam do normalnego treningu. Okres rehabilitacji był dosyć długi w moim przypadku, trwał około miesiąca. Niestety, najważniejsza część sezonu mnie ominęła, ale mam nadzieję, że do tej drugiej dam radę już się spokojnie przygotować.

Był pan pod dobrą opieką lekarską?
Tak, pomagali mi wrócić do zdrowia Rafał Miaskowski i Teresa Dobija, czyli dwójka fizjoterapeutów, którzy czuwali nade mną w sposób profesjonalny. Starali się mi pomóc, żebym szybko wrócił, ale też pewnie, abym dobrze się odbudował i nie ryzykował w przyszłości podobnych kontuzji. Rola tych fizjoterapeutów jest nieoceniona. Bardzo ważne jest to, żeby móc liczyć na takie osoby.

Teresa Dobija zna doskonale specyfikę lekkoatletyki.
Dokładnie, lata doświadczenia i borykania się z kontuzjami też okazały się cenne. Taka osoba wie, jak kontuzjowany zawodnik psychicznie się czuje. To też jest bardzo ważne, żeby podchodzić do tego problemu holistycznie. Chodzi o to, żeby odpowiednio planować leczenie, żeby nie rezygnować z tych jednostek treningowych, tylko jakoś je zastępować. Ta dyspozycja musi być podtrzymywana. I zarówno Teresa, jak i Rafał, który też trenował lekkoatletykę, dobrze się przy tym sprawdzają, czyli doświadczenie zdobyte na stadionach jest też ważne w roli fizjoterapeuty.

Kiedy pana zobaczymy na bieżni?
Myślę, że to będzie na mistrzostwach Polski w Gorzowie Wielkopolskim, 27 lipca. To dla mnie priorytet, by dalej kontynuować sezon, którego ukoronowaniem są mistrzostw świata. Najważniejsze, żeby wrócić. Moja forma jest dobra, czy była bardzo dobrze przygotowana, natomiast nie zdążyłem jej pokazać i teraz priorytetem jest to, żeby właśnie to zrobić.

Myśli pan też o mistrzostwach świata?
Najpierw chcę dobrze zaprezentować się na mistrzostwach Polski. Chcę dostać powołanie na mistrzostwa świata i spełnić ten cel sezonu, czyli start w Budapeszcie.

Panie Kajetanie, zanim nastąpi Budapeszt, wróćmy do Tokio. Jak zmieniło się pańskie życie po zdobyciu złotego medalu? /b]
Zmieniło się diametralnie. Ja przed Tokio tak naprawdę nie miałem żadnego wielkiego sukcesu, więc też nie za bardzo miałem, jak odczuć takie zmiany. Stało się to bardziej ukierunkowane na sport, a przed igrzyskami moje życie starałem się prowadzić równolegle: trenowałem i jednocześnie studiowałem. Liczyłem na to, że pójdę w tę stronę naukową i tak zarządzałem swoim czasem. Jednak po igrzyskach tego czasu na sport musiałem wygospodarować znacznie więcej. I nawet nie chodzi tutaj o same treningi, ale powiedzmy takie życie okołosportowe: spotkania z mediami, udział w wydarzeniach sportowych, czy wizyty w szkołach. Ponadto otworzyła się możliwość startowania w mityngach, więc też starałem się z tego korzystać. Mityng to też nie jeden dzień startu, a raczej trzy dni razem z podróżami.
[b]Do dziś na stadionie AZSwisi wielki baner: „Kajetan, mistrzu jesteśmy dumni”, z którym witano pana na Okęciu po powrocie z Tokio.

Mój klub, AZS Łódź zorganizował się i przywitał mnie takim banerem. Tę chwilę z Okęcia będę pamiętał do końca życia. To było bardzo wzruszające, kiedy zobaczyłem te twarze, które były ze mną przez wszystkie lata. Codziennie, gdy przychodzę na trening i widzę ten transparent, to sobie przypominam miłe chwile.

Prezes Lech Leszczyński ma zawsze łzy w oczach, gdy mówi o pańskim sukcesie...
To jest najwspanialsze. Ludzie z AZS są pasjonatami sportu i żyją tym tak, jak ja, a może nawet i bardziej. Dla nich to wiele znaczy, zależy im na tym klubie i wynikach. Cieszę się, że mogłem ich uszczęśliwić.

Czy niekiedy po kolacji włącza pan sobie film ze złotym biegiem i przeżywa ten sukces jeszcze raz?
Szczerze mówiąc, to nie. Mimo wszystko ten bieg oglądałem wiele razy, czy to podczas różnych spotkań, czy też analizując ten bieg technicznie. Wracam do biegów często, ale do tego złotego akurat nie. Każdy start sobie nagrywam i analizuję. Bieg z Tokio będzie stanowił wartość sentymentalną może jak skończę karierę.

Wspaniałe biegi wywołują gęsią skórkę. Tak było ze złotem Zbigniewa Bródki w Soczi, czy Pańskim w Tokio. Kajetano Kapitano - jak pan reaguje na ten przydomek?
Bardzo ciepło. W pewnym momencie było tego bardzo dużo. Odczuwałem przesyt z tymi emocjami poigrzyskowymi, bo człowiek się może wszystkim zmęczyć, a takie rzeczy odciągają uwagę od treningu. Ale jest to wielka pamiątka i wartość marketingowa.

Spotkał się pan z redaktorem Przemysławem Babiarzem, pomysłodawcą określenia?
Tak i podziękowałem mu za kreatywność. Nie tylko mój przydomek wymyślił, ale też i innych sportowców.

Gdzie pan przechowuje swój złoty medal?
W swoim mieszkaniu. W przyszłości chciałbym, aby zawisł w jakimś muzeum, ale dopiero wtedy, jak przestanie być potrzebny na co dzień. Jest niezbędny podczas spotkań, ludzie chcą go zobaczyć, dotknąć i sprawia im to wielką przyjemność.

Zdaniem wielu lekkoatletyka jest niedocenioną dyscypliną. Jakie jest pańskie zdanie?
To dobre pytanie. Ja też się nieraz nad tym zastanawiam. Uważam, że ludzi nie da się do niczego zmusić. Lekkoatletyka jest bardzo ważna, bo każde dziecko jej dotyka w szkole. Warto w nią inwestować.

Pana ulubioną dyscypliną jest na pewno lekkoatletyka, ale drugie i trzecie miejsce zajmują...
Interesuję się trochę taką niepopularną dyscypliną sportu, ale są to wsady do kosza. To według mnie, jest bardzo widowiskowe. To dyscyplina indywidualna, w której rozwija się podobne cechy motoryczne, jak w sprincie, czyli eksplozywność, skoczność - imponuje mi to.

Próbował pan wsadzić piłkę?
Może dałbym radę, ale przy tej aktywności łatwo się skontuzjować. Nie jestem o dziwo aż tak skoczny, a ci ludzie wysoko skaczą ponad metr dwadzieścia. To wartości, których nie są w stanie osiągnąć niektórzy skoczkowie.

Oglądał Pan Igrzyska Europejskie? Wynik Ingvaldsena w bliskiej panu konkurencji robi wrażenie...
Dla mnie to zaskoczenie sezonu. Dziwi mnie nie tyle wynik, co progresja tego zawodnika. Biegałem z nim na hali i jego wyniki były w stosunku do moich halowych pół sekundy gorsze. Ostatnio poprawił się o półtorej sekundy. Ja też miałem taki sezon, w którym poprawiłem się o dwie sekundy.

Myśli pan już o igrzyskach olimpijskich w Paryżu?
Mam ten temat z tyłu głowy, bo to kolejny kamień milowy mojej kariery. Staram się jednak nie myśleć o igrzyskach obsesyjnie.

Planuje pan start w Paryżu w sztafecie mieszanej?
W każdej. Myślę o obu sztafetach, a moim marzeniem jest start indywidualny. Wiem, że jestem w stanie wzbić się na wysoki poziom.

Czy odczuwa pan korzyści ze współpracy z Orlenem?
Jak najbardziej. To mój partner, sponsor, a jego rola jest nieodzowna w sporcie wyczynowym. Orlen Team mnie bardzo dobrze wspiera, bo akceptuje moje wyjazdy, przygotowania, tę moją dyspozycję czasową, która jest dosyć mała. Orlen Team, czy firma adidas, która mnie sponsoruje biorą to pod uwagę, że jestem wyczynowym sportowcem, a nie celebrytą i głównie realizuję się poprzez trening. Mogę promować te firmy swoją osobą, prezentuję się na treningach czy zawodach.

Media społecznościowe nie są oczywiście panu obce?
Nie jestem jakoś bardzo aktywny, ale jestem regularny. Za pomocą postów komunikuję się ze swoimi obserwującymi. To ważne narzędzie w naszym sporcie, możemy bezpośrednio dotrzeć do odbiorcy. Jestem z pierwszego pokolenia, które dorastało z komputerem. Każda sfera życia wymaga, by przy tym komputerze być.

Przyjechał pan na nasze spotkanie hulajnogą?
To dla mnie codzienność. Bardzo często korzystam z tej formy przemieszczania się. Stan ruchu ulicznego w Łodzi promuje hulajnogę czy rower.

O czym marzy mistrz olimpijski z Tokio, Kajetan Duszyński?
Myślę, że o kolejnym medalu na igrzyskach olimpijskich w Paryżu i chyba o kwalifikacji indywidualnej. I oczywiście o bieganiu poniżej 45 sekund.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kajetan Duszyński: Paryż 2024? Marzę o kwalifikacji indywidualnej i kolejnym medalu [wideo] - Dziennik Łódzki