Już się tak nie boimy

Można odnieść wrażenie, że przez wiele ostatnich lat tak samo traktowani byli ci, którzy o swojej - często poważnej - krzywdzie zawiadamiali organy ścigania.

Taka fałszywa moralność panowała szczególnie w okolicach imprez towarzysko-rodzinnych, kiedy dalsi lub bliżsi znajomi wsiadali za kółko pijani i jechali do domów. Często z najbliższymi na pokładzie. Trzeba było tragedii, kilkunastu trupów, by to nastawienie zaczęło się wreszcie zmieniać.

Działa to zresztą nie tylko wobec pijanych kierowców. Piszemy dziś o dwóch przypadkach z poniedziałku, kiedy to my - obywatele, złapaliśmy przestępców. Najważniejsze, że na okrzyk „łap złodzieja”, tłum nie rozstępował się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Bandyci zostali szybko złapani i oddani w ręce policji.

Jasne, że wielu z nas woli jeszcze odwrócić głowę i udać, że nic nie widzi, nic się nie stało. Tyle że w takich przypadkach nadal płacili będziemy za chamstwo i głupotę naszych współplemieńców.

Może ktoś odważy się wreszcie zadzwonić, widząc dzicz dewastującą alejki nad Starym Kanałem, odrestaurowane za ciężkie pieniądze? Albo zrywającą z przystanków rozkłady jazdy? Burmistrz Nowego Jorku mówił kiedyś, że jeżeli nie nauczymy się reagować na wybitą szybę, to i na napad nie zareagujemy. Zero tolerancji dla głupoty.