Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jutro zaczyna się XIX Bydgoski Festiwal Operowy

Redakcja
Po lekturze repertuaru wiemy, że będzie gorąco, a może i skandalicznie. „Chemiczna” opera, szalona śpiewaczka, obrazoburczy, żydowski choreograf - jak u Hitchcocka napięcie rośnie.

Jutro zaczyna się **XIX Bydgoski Festiwal Operowy. Po lekturze repertuaru wiemy, że będzie gorąco, a może i skandalicznie. **„Chemiczna” opera, szalona śpiewaczka, obrazoburczy, żydowski choreograf - jak u Hitchcocka napięcie rośnie.

<!** Image 2 align=none alt="Image 188713" >

Pierwszy strzał w dziesiątkę to przeniesienie Dvorzakowskiej „Rusałki” nad bydgoską Brdę. Spektakl zrealizowany przez Operę Nova otwiera tegoroczne święto muzyki.

Reżyserka Kristina Wuss nie mogła sprawić większej przyjemności lokalnym melomanom, niż wstawiając na scenę nasze kultowe perełki architektury większej i drobniejszej. <!** reklama>

Miłość nad Brdą

Pracownicy techniczni musieli zmierzyć się z ogromną i ciężką kopią mostu Sulimy-Kamińskiego, z fontanną ze Starego Rynku, wreszcie z zabytkowym wagonem tramwajowym. Przy okazji dowiedzieliśmy się, nie bez zawstydzenia, że Kristina Wuss poznała Bydgoszcz lepiej niż niejeden bydgoszczanin. Ta Niemka wertowała stare księgi, penetrowała muzea, dokumentowała Bydgoszcz (wespół z akustykami Opery) na filmie. Dla uspokojenia melomanów spoza Bydgoszczy spieszymy donieść, że temat opery jest uniwersalny, dotyczy bowiem niespełnionej miłości i trudności w podejmowaniu życiowych decyzji.

Od dyrektora Opery Nova Macieja Figasa mamy natomiast zapewnienie, że realizatorzy nie poszli wagnerowskim tropem interpretacji tego dzieła. W rolach głównych (bohaterowie są młodymi ludźmi) nie zobaczymy leciwych artystów z ciężkimi głosami, lecz młodych, pięknych i utalentowanych śpiewaków. Można więc być pewnym, że bydgoska „Rusałka” widzom się spodoba i że nie utonie wśród repertuarowych propozycji.

Jeśli mowa o utonięciu, to metaforycznie może się ono zdarzyć podczas jednego z kolejnych wieczorów. Melomani utoną w głosie wspaniałej śpiewaczki Simone Kermes, dając się porwać jej temperamentowi scenicznemu.

Jak na koncertach rockowych

W tytule napisaliśmy, żeby uważać na tę rudą kobietę. To bowiem prawdziwy demon, a zarazem anioł. Jej żywiołowość porównują krytycy do kipiącego wulkanu. Głosem głaszcze i chłosta zarazem. Gdyby żyła w czasach Haendla, stanęłaby na „ringu” śpiewaczek u boku Franceski Cuzzoni, a potem Faustyny Bordoni. Recenzenci piszą, że na jej koncertach ludzie szaleją jak publiczność rockowa. A ona raz płacze w Haendlowskim „Lascia ch'io pianga", by za moment z sentymentem wyznać evergreenem Gerswina sekret o „The Man I Love".

Dość jednak emocji w tak skrajnej postaci. Do tej pory wydawało mi się, że niemożliwe jest przeniesienie na operową scenę życia naukowca, w dodatku chemika, którego biografię drukują wszystkie encyklopedie świata, a powtarzają ją do znudzenia dzieci w szkołach.

Noblistka na scenie

Nic bardziej mylnego. Elżbieta Sikora sześć lat temu szukała silnej, wspaniałej kobiety, którą mogłaby uczynić bohaterką swojej opery.

- Pewnego dnia w kawiarni moja przyjaciółka, naukowiec fizyk, rzuciła te trzy słowa: Maria Skłodowska-Curie. To ona! - uznałam wtedy z ulgą - mówi kompozytorka muzyki do „Madame Curie”

Spektakl przywiezie Opera Bałtycka z Gdańska. Wiele nieznanych twarzy tej wybitnej Polki udało się realizatorom odkryć podczas spotkań z jej rodziną, przeglądania książek, korespondencji, dokumentów i zapisków. Na pewno nie była typem laboratoryjnej pracoholiczki.

Wśród festiwalowych tytułów nie może zabraknąć hitów baletowych. Tym razem zobaczymy „Święto wiosny” Igora Strawińskiego w trzech wersjach choreograficznych. Wieczór otworzy rewolucyjna wersja Wacława Niżyńskiego z 1913 roku, nazwana „scenami z życia pogańskiej Rusi” i na trwałe przełamująca estetykę baletu klasycznego. Realizacja wielkiego polsko-rosyjskiego tancerza Diagilewowskich Baletów Rosyjskich, połączona z awangardową muzyką Strawińskiego, wywołała przed stu laty historyczny skandal.

Salsa na szczycie wulkanu

Następnie obejrzymy jedną z najnowszych interpretacji - obrazoburczą wersję izraelskiego choreografa Emanuela Gata. Jego szokujące zestawienie latynoamerykańskiego stylu z muzyką Strawińskiego krytyk „Le Figaro” określił jako „salsę na szczycie wulkanu”. I na koniec - legendarna interpretacja Maurice’a Béjarta. Wielki choreograf nazwał swój balet „hymnem na cześć zbliżenia Mężczyzny i Kobiety, połączenia nieba z ziemią, życia i śmierci”, a jego uniwersalny wydźwięk, genialna prostota i siła ekspresji porażają do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!