Drużyna Piotra Makowskiego wywalczyła wczoraj upragnione 5. miejsce i w rywalizacji do trzech zwycięstw pokonała Tytana AZS Częstochowa 3:2.
Walka z akademikami przypominała horror. Zaczęło się przed tygodniem od dwóch porażek przed własną publicznością, później były dwa zwycięstwa na wyjeździe i kolejny, ale jakże radosny powrót do Bydgoszczy. Wczoraj Delecta nie dała już rywalom żadnych szans, jedynie w ostatniej odsłonie musiała się pomęczyć, by zakończyć ją z przewagą.<!** reklama>
Bydgoszczan zobaczymy zatem w Pucharze Challenge. Z europejskich pucharów odpadnie z kolei ekipa AZS, która zamierzała podtrzymać niebywałą serię, bowiem od 1989 roku nieprzerwanie występowała w Europie.
- Oczywiście, była szansa na więcej, lecz nie mogę powiedzieć, że to piąte miejsce jest tylko na otarcie łez - stwierdził po ostatniej grze prezes Delecty Piotr Sieńko. - Chwała zawodnikom i trenerom, że się podnieliśmy po ciężkich ciosach, które doznaliśmy i z Jastrzębskim Węglem i AZS Częstochowa. Nie wiadomo, co by było, gdyby nie splot nieszczęśliwych okoliczności. Mam na myśli grypę żołądkową, którą drużyna przeszła kilka tygodni temu i fatalną pracę sędziów w Jastrzębiu. O składzie na kolejny sezon myślimy już od stycznia. Nie przewidujemy jednak rewolucji. Zespół otarł się o strefę medalową i mogliśmy nawet powalczyć o coś więcej.
Makowski chwalił po spotkaniu drużynę gości i dziękował kibicom za doping. A o swoim zespole powiedział krótko: - Kilku zawodników ma już w dorobku różne osiągnięcia, ale dla młodych graczy to krok milowy. Walczyli do końca, nabrali doświadczeni, to powinno procentować.
Przed czwórką graczy (Konarski, Wrona, Masny i Siltala) jeszcze wyjazdy na zgrupowania reprezentacji, pozostałych czeka zasłużony odpoczynek. Najlepszy we wczorajszym meczu Dawid Konarski grał z opatrunkiem na lewej ręce, ponieważ w Częstochowie zahaczył o siatkę i rozciął skórę. - Ale to nic poważnego - zapewnia Tomasz Stasiak, fizjoterapeuta bydgoskiego zespołu.