Zobacz wideo: Głośne ekstradycje przestępców z Kujawsko-Pomorskiego
Jest kolejna osoba podejrzana w sprawie dotyczącej oszustw na bydgoskim rynku nieruchomości. Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy informuje też, że dodatkowy, kolejny już zarzut oszustwa przedstawiono Marcinowi K.
K. był dotychczas jednym z dwóch podejrzanych (obok handlarza nieruchomościami Dariusza J.) w śledztwie, które prokuratura prowadzi od jesieni 2019 roku. To wtedy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa oszustwa złożyła jedna z mieszkanek Bydgoszczy, która sprzedała Marcinowi K. swoje mieszkanie. Miała dostać za nie 250 tys. zł, ale skończyło się na zaliczce w wysokości 20 tys. zł.
To Cię może też zainteresować
- Od kupującego moje mieszkanie dowiedziałam się, że w ciągu dwóch tygodni dokona przelewu. Nie wzbudziło to moich podejrzeń, bo sama dokonywałam przelewu kupując to samo mieszkanie kilka lat wcześniej - mówi jedna z poszkodowanych. - Zaznaczyłam natomiast, że w razie niezapłacenia osoba kupująca poddaje się egzekucji, myślałam, że ten człowiek ma jakiś dorobek i będzie, co egzekwować od niego. Okazało się jednak, że on był odpowiednio przygotowany do roli słupa. Poza tym prosiłam notariusza, żeby zaznaczyć, że własność przejdzie dopiero w momencie pełnej zapłaty.
Mieszkanie miało być zabezpieczeniem przyszłości syna
Jeszcze tego samego dnia po podpisaniu przez dotychczasową właścicielkę i nabywcę, Marcina K. aktu notarialnego w jednej z bydgoskich kancelarii notarialnych, to samo mieszkanie zostało odsprzedane - jak wynika z ustaleń śledztwa - Dariuszowi J. - Bardzo szybko pojawiła się wzmianka w księdze wieczystej - mówi kobieta. - Przez to zablokowano mi możliwość dochodzenia reszty zapłaty za mieszkanie. W księdze właścicielem nie był już wpisany nowy nabywca.
- Tu nie chodzi o paczkę cukierków, tylko o mieszkanie, którego wartość miała być zabezpieczeniem przyszłości dla mojego syna - podkreśla bydgoszczanka.
Drugi akt notarialny został sporządzony i podpisany przez strony w tej samej kancelarii notarialnej.
- To K. od ludzi wyłudził mieszkania, jakąś tam kwotę im zapłacił, po czym te mieszkania sprzedał i tak samo ich mi nie wydał. Z jednej strony ludzie poszkodowani, którzy dostali jakąś tam część pieniędzy, z drugiej strony ja, który zapłaciłem całość i te mieszkania nie zostały mi wydane. Jaki tutaj sens tej operacji, mojego działania? Te mieszkania nigdy nie zostały mi wydane - upiera się Dariusz J. w rozmowie z redakcją.
Najkrótszy czas między sprzedażą mieszkania przez poprzednią właścicielkę Marcinowi K., a odsprzedaniem go Dariuszowi J. dotyczył transakcji zawieranych w sierpniu 2019 roku.
- Podpisałam akt notarialny z K., a niecałą godzinę później w tej samej kancelarii notarialnej K. sprzedał to mieszkanie J. - mówi inna z poszkodowanych.
Ten akt notarialny dotyczył sprzedaży dwóch mieszkań. Drugie zostało odsprzedane J. przez K. następnego dnia. W akcie notarialnym sprzedaży lokali na rzecz K. była - jak podkreśla właścicielka - wpisana kwota 500 tys. zł. A J. miał je kupić od K. za 400 tys.
- Oczywiście nie otrzymałam tych pieniędzy. Zostałam bez mieszkań i bez pieniędzy. A był to cały majątek mojej firmy - zaznacza kobieta.
Osobne prowadzi Izba Notarialna w Gdańsku. Dotyczy ono właściciela kancelarii notarialnej, w której sporządzane były akty notarialne.
