
Z prezesem Polonii JERZYM KANCLERZEM rozmawialiśmy o kończącym się sezonie, początku okresu transferowego, słynnym locie do Gorzowa, pracy z synami i kibicach.
10 pytań do Jerzego Kanclerza - czytajcie na kolejnych slajdach -> -> -> ->

1. O SZCZĘŚLIWYM ZAKOŃCZENIU SEZONU
JERZY KANCLERZ: To był zwariowany i trudny sezon. Najpierw wybuchła pandemia, która przewróciła wszystko do góry nogami, z terminarzem startów włącznie. Potem kontuzji doznał David Bellego i przez dłuższy czas musieliśmy walczyć bez jednego z liderów. Po drodze były też inne pechowe zdarzenia, jak wypadki w Tarnowie i uraz Tomasza Orwata. Przegraliśmy też dwa mecze na swoim torze, które były w naszym zasięgu. Sytuacja zrobiła się bardzo trudna i szykowaliśmy się na czarny scenariusz. Cieszę się, że mamy szczęśliwe zakończenie.
Czytajcie na kolejnych slajdach -> -> -> ->

2. O MOMENTACH ZWĄTPIENIA
Miałem taki moment, gdy wydawało mi się, że nie wydostaniemy się z ostatniego miejsca w tabeli. Lokomotiv miał nad nami przewagę punktową, lepszy terminarz startów, po prostu więcej argumentów. Gdzieś z tyłu głowy miałem wspomnienia z poprzedniego sezonu, gdy w finale ligi odrobiliśmy wielką stratę z meczu w Poznaniu i awansowaliśmy do I ligi. Była więc nadzieja, ale naprawdę niewielka.
Gdy Lokomotiv przegrał u siebie z Unią Tarnów i Ostrovią, wiedzieliśmy, że musimy wykorzystać szansę. Zbiegło się to z tym, że nasza drużyna zaczęła spisywać się znacznie lepiej, czego efektem był m.in. niespodziewany remis w Łodzi.
Gdyby Abramczyk Polonia jeździła tak od początku sezonu, bylibyśmy w zupełnie innym miejscu tabeli. Podkreślam jednak od razu - na awans nie mieliśmy szans. Apator był poza zasięgiem wszystkich drużyn.
Czytajcie na kolejnych slajdach -> -> -> ->

3. O PLOTKACH O UKŁADZIE RATUJĄCYM POLONIĘ
JERZY KANCLERZ: Nie było żadnej spółdzielni, nikt nikomu nie pomagał. Przecież gdyby Lokomotiv sam nie przegrał dwóch meczów u siebie, mogli być przed nami w tabeli. Nasze utrzymanie to efekt odrobiny szczęścia, ale przede wszystkim ciężka praca zawodników. Walczyli do końca.
Czytajcie na kolejnych slajdach -> -> -> ->