
Konstatin Vassiljev (Jagiellonia Białystok)
Zaliczył wręcz nieprawdopodobny start. Mecz kończył albo z golem, albo z asystą (a nierzadko z jednym i drugim). Gdyby tylko utrzymał tę regularność do końca, to osiągnąłby wynik ponad wszelkie oczekiwania. Poprzestał na trzynastu trafieniach i tylu samo asystach. To jest oczywiście również dorobek imponujący, bez którego nie byłoby srebra dla "Pszczółek". Słowa uznania dla "Cesarza" polskiej Ekstraklasy.

Marco Paixao (Lechia Gdańsk)
Gdańszczanie dawno nie mieli tak bramkostrzelnego napastnika (a ściślej mówiąc w najwyższej klasie rozgrywkowej od 57 lat i od czasów Czesława Nowickiego, który strzelił trzynaście goli). Portugalczyk nawiązał do swojego pierwszego sezonu w Śląsku Wrocław. Razem z Marcinem Robakiem sięgnął po koronę króla strzelców. Strzelił osiemnaście goli. Złożyły się na nie m.in. dwa hat-tricki (w tym jeden z Jagiellonią Białystok). Wbrew pozorom niewiele razy trafił z karnego – tylko trzy.

Fedor Cernych (Jagiellonia Białystok)
Nie byłoby sukcesów białostoczan bez tego litewskiego zawodnika. Świetnie odnalazł się w roli skrzydłowego. Umiał wspierać napastnika. I nie pozostał w tym gołosłowny. Zaimponował liczbami. Dwanaście bramek dało mu miejsce w czołówce klasyfikacji strzelców. Dołożył do nich sześć asyst.

Marcin Robak (Lech Poznań)
Musiał dzielić się minutami z Dawidem Kownackim. A jednak wielokrotnie wchodząc z ławki potrafił ustalać wynik. To on utrzymywał "Kolejorza" w walce o najwyższe cele. Strzelił osiemnaście goli, czyli tyle samo co Marco Paixao (ale o cztery więcej z karnego). Szkoda, że popadł w konflikt z trenerem Nenadem Bjelicą. Z drugiej strony trudno się temu wszystkiemu dziwić, skoro miejsce w składzie zabierał młodzian szykowany na transfer.