Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kotewicz: - On mnie ciągnął, ja go pchałem

Tadeusz Nadolski
Jarosław Kotewicz
Jarosław Kotewicz Dariusz Bloch
Kariera sportowa trwa relatywnie krótko. Jak radzą sobie zawodnicy za umowną „metą”, gdy opuszczają stadiony i hale, i muszą od nowa ułożyć sobie życie - prywatne i zawodowe?

Swoimi przemyśleniami na ten temat dzieli się z „Expressem” 46-letni obecnie Jarosław Kotewicz. W przeszłości jeden z najlepszych skoczków wzwyż w kraju, obecnie m.in. menedżer drużyny koszykarek Artego.
Patrzę w Twoją notkę biograficzną i widzę, że masz 195 cm wzrostu. Zapewne już jako nastolatek wyróżniałeś się posturą. Nie nęciła Cię kariera koszykarza czy siatkarza?
Wyobraź sobie, że w młodości miałem epizod związany z basketem, nawet na mistrzostwach Polski szkół podstawowych. Zostałem dokooptowany do reprezentacji SP nr 2 w Iławie, gdzie wówczas mieszkałem. Pamiętam mój pierwszy rzut za trzy punkty na turnieju w Pruszkowie. Piłka przeleciała nad tablicą... Potem nie było tak źle, bo zostałem MVP finałów.
Zdecydowałeś się na skok wzwyż, bo...
... namówił mnie do tego nauczyciel i pochodzący ze Świecia szkoleniowiec Włodzimierz Radtke. Z nim zacząłem treningi i z nim jeździłem na pierwsze zawody - głównie do Bydgoszczy, oczywiście na stadion Zawiszy. Już w wieku 15 lat w roku 1984 przeniosłem się do Bydgoszczy, właśnie do Zawiszy. Tu mieszkałem w nieistniejącym już internacie, chodziłem do szkoły i na poważnie zająłem się lekką atletyką.
Nie będzie błędu w stwierdzeniu, że szybko stałeś się zawodowym sportowcem, że żyłeś wyłącznie z uprawiania swojej dyscypliny?
Będąc młodzikiem skoczyłem 2,04, co było wówczas rekordem Polski. Rok później jako piętnastolatek zdobyłem klasę mistrzowską krajową. Z kolei mając 17 lat uzyskane wyniki dały mi klasę mistrzowską międzynarodową. Za każdą taką klasę wypłacane były stypendia, choć dziś już nie pamiętam w jakiej wysokości. Ale na pewno było to bardzo dobre stawki. Po skończeniu szkoły w trakcie całej kariery nie musiałem pracować. Wskoczyłem już na taki poziom sportowy, że mogłem z tego dobrze żyć.
Kto Ci płacił pensję? Pieniądze pochodziły zapewne z kilku źródeł?
Pierwsze to było stypendium olimpijskie przyznawane z ministerstwa za wynik na igrzyskach lub uzyskany wyróżniający się rezultat na mistrzostwach świata i Europy. Potocznie się na to mówiło kadrowe. Trudno to przeliczyć, ale myślę, że patrząc na to dzisiaj była to kwota około tysiąca dolarów. Drugim źródłem było stypendium klubowe. Ono było troszeczkę niższe. I wreszcie trzecim źródłem, były mityngi.
Nie byłeś zawodnikiem z najwyższej półki. W jaki sposób „załapywałeś” na zagraniczne dobrze płatne mityngi?
Ja miałem trochę szczęścia i może... nieszczęścia. Bo w moim życiu pojawił się Artur Partyka. To był mój motor napędowy i tworzyliśmy wspaniały tandem - już od 15 roku życia. Wiem, że na nasz temat powstały nawet prace magisterskie. Do wieku seniora uzyskiwaliśmy podobne wyniki, dopiero potem Artur mnie przeskoczył. Razem pracowaliśmy, ale nasze treningi się różniły. W sumie on mnie ciągnął, ja go pchałem. Artur pięknie powiedział na zakończenie mojej kariery - Jarek, śmiało możesz zaliczyć na swoje konto moje pięć-sześć centymetrów. Między nami nigdy nie było konfliktów, ja z nim jeździłem na mityngi, on stawał na podium, ja byłem czwarty, piąty szósty. Nie było tak, że on sobie, ja sobie. Zawsze jeden drugiemu pomagał. Gdyby nie kontuzje, być może - podkreślam - być może skakałbym wyżej. Wracając do mityngów. Udało mi się wylądować w grupie menedżera Andrzeja Kulikowskiego. On miał wielu najlepszych lekkoatletów na świecie. Wymienię tylko parę nazwisk: Siergiej Bubka, Merlene Ottey, Wilson Kipketer no i oczywiście Artur Partyka. Kontraktując zawodników na mityng, „zamawiał” tak zwany pierwszy wagon pociągu, ale organizator musiał zaakceptować drugi wagon. Przecież na zawodach w danej konkurencji nie może wystąpić tylko jedna, dwie gwiazdy. Musi być kolejnych kilku zawodników, żeby wypełnić te luki. I ja byłem takim wypełniaczem.
Jakie w Twoim przypadku były stawki?
Różne. Od tysiąca dolarów do kilku, kilkunastu średnich krajowych. Raz wygrałem w Berlinie Złotą Ligę i za to zainkasowałem pokaźną sumkę.
Karierę skończyłeś formalnie w 2002 roku. Jaki miałeś pomysł na dalsze życie?
Nie miałem problemów z podjęciem tej decyzji, bo złapałem poważną kontuzję. Nie chciałem siedzieć w domu i czekać aż źródełko wyschnie. Szybko potrafiłem się znaleźć w nowej sytuacji. Lubię organizować imprezy, przede wszystkim sportowe. Zacząłem od amatorskich turniejów szóstek piłkarskich. Obecnie wszystko jest sformalizowane. Mam firmę, która zajmuje się organizacją, gastronomią i cateringiem. Nawiązałem m.in. bliską współpracę z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej. Do tego dochodzi oczywiście praca w Artego.
Pozostałeś więc przy sporcie...
To też był trochę przypadek, bo poznałem - na rybach (!) - wspaniałego człowieka, głównego sponsora drużyny Waldemara Koteckiego. I to dzięki niemu trafiłem do Artego. On mnie wiele nauczył, m.in. marketingu.
Dziękuję za rozmowę
Ja natomiast chciałbym podziękować mojej rodzinie. Zawsze dopingował mnie nieżyjący już tata, a teraz wspierają mnie żona Ewa i córka Kinga.

Teczka osobowa
Jarosław Kotewicz (ur. 16 marca 1969 w Iławie, 195 cm) - polski lekkoatleta, który specjalizował się w skoku wzwyż. Kluby: LZS Ziemia Iławska, WKS Zawisza Bydgoszcz. Rekord życiowy (w hali i na stadionie): 2,31.
Osiągnięcia międzynarodowe: trzecie miejsce na mistrzostwach Europy Juniorów (1987) oraz mistrzostwach świata juniorów (1988), piąty na ME seniorów, ósmy na MŚ seniorów (1995). Na olimpiadzie w Atlancie (1996) wynikiem 2,25 zajął 11. miejsce. Takim samym wynikiem był 6. na HMŚ rok później.
Medalista mistrzostw Polski seniorów. Ma w dorobku pięć srebrnych oraz jeden brązowy krążek. Cztery razy zdobywał halowe mistrzostwo Polski oraz dwa razy wicemistrzostwo kraju w hali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!