- Pani premier podjęła decyzję o tym, że zaczęła przyznawać - nie comiesięczne - premie ministrom, wiceministrom. Każdy z nas sam zdecyduje, na to te pieniądze wydawać. Ja mam bardzo dobry cel - moja partia (Porozumienie Jarosława Gowina - red.) nie otrzymuje ani złotówki z budżetu. Musimy konkurować z partiami, które otrzymują rocznie dziesiątki milionów złotych. Te pieniądze pójdą na działalność mojej partii - wyjaśnił Gowin, zaznaczając przy tym, że część pieniędzy już zainwestował w partię.
Zwrócił on uwagę na niskie zarobki ministrów i wiceministrów. - Mówi się o tym od wielu lat i każdy przyzna, że to jest sytuacja niezdrowa, w której minister zarabia o dużo mniej niż wielu jego podwładnych. Bo ministrowie zarabiają mniej niż dyrektorzy departamentów - podkreślał. Jak przyznał, "czasami politykom brakuje odwagi, by stanąć naprzeciwko presji mediów" i zmienić przepisy dotyczące pensji urzędników na najwyższych stanowiskach państwowych.
Gowin przyznał również, że jest zwolennikiem ograniczenia liczby posłów. - Natomiast musimy rozwiązać problem wynagrodzeń wiceministrów, zwłaszcza tych, którzy nie są posłami. Bo posłowie mają jeszcze diety, a jeżeli są spoza Warszawy, mają tu bezpłatne lokum. Wiceministrowie, którzy przyjeżdżają spoza Warszawy, po prostu biedują - ocenił.
Wicepremier przyznał, że jeszcze kilka lat temu brakowało mu pieniędzy, mimo że był ministrem. - Miałem wtedy trójkę dzieci na utrzymaniu, studiowały. I słowo honoru - czasami nie starczało do pierwszego. I teraz sytuacja, w której minister - minister sprawiedliwości odpowiada za budżet dziesięciomiliardowy, minister nauki za budżet dwudziestomiliardowy - zamiast skupiać się na sprawach państwa, zastanawia się, jak dożyć do pierwszego, to nie jest sytuacja zdrowa z punktu widzenia państwa - zaznaczył.
- Stanowisko premiera Morawieckiego w tej sprawie jest jednoznaczne, już zapowiedział, że premii nie będzie. Wszyscy przyjęliśmy to ze zrozumieniem - podsumował.