Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak z mniejszego brata stać się dużym misiem

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Z polskim kryminałem przez lata był niezły kryminał. Bo przaśny był on wyjątkowo - kiepski język, kiepskie konstrukcje fabularne, zero ukłonów w stronę literatury nieco wyższej...

Poza paroma wyjątkami oczywiście. I pewnie błogosławić możemy panów Skandynawów i panie Skandynawki, bo dzięki wszechświatowemu boomowi na ich dzieła wystartował i nasz lokalny boomek. Teraz to już zresztą niezłe zadęcie, bo w polskich „kryminalistów” rynek uwierzył szczerze i funduje im kampanie promocyjne, że wstydu nie ma. A tacy twórcy jak pani Bonda czy pan Miłoszewski - jako utalentowani i do tego urodziwi - błyszczą w mediach.

Kryminałami wysypało nam więc wyjątkowo - i nawet ich smakoszom trudno jest ogarnąć wszystko, co się wydaje. Generalnie oczywiście możemy sobie poustawiać najróżniejsze szuflady, bo w powodzi nowych tytułów i autorów trendy mamy wyraźne. Są więc polskie kryminały w skandynawskim stylu - mroczne i z tłem, albo „kobiece”, z mocną dawką obyczajów, seksistów i pań wyzwolonych. Jest polska zmora - kryminały śmieszno-straszne, gdzie zawsze śledczy bywa trochę zabawny, a atmosferę rozluźniać mają wesołkowate opisy śmiesznych poczciwin. Jest wreszcie cała grupa kryminałów retro - mocno osadzonych w topografii jakiegoś miasta i zwyczajach epoki. Czego to już nie było: Gdańsk, Łódź, Warszawa, Wrocław, ba, nawet prowincjonalne Wejherowo...

I w tej kategorii są rzecz jasna naśladowcy i mistrzowie. Kiedy sięgnąłem po pierwsze książki Marcina Wrońskiego, sprawił na mnie - wstyd dziś przyznać - wrażenie mniejszego brata Marka Krajewskiego. Do tego jego Lublin nie miał takiego „geniuszu miejsca”, jak Breslau. A potem z każdą książką było lepiej. W okolicach „Skrzydlatej trumny” i „Pogromu w przyszły wtorek” z Wrońskiego zrobił się już „duży miś”. Z fajnym językiem, humorem, który nie kwasi mrocznego klimatu, ciekawym backgroundem historycznym, ale wyzbytym nachalnego epatowania szczegółami z epoki, przepisywanymi ze starych gazet. Nie znam jeszcze siódmej części cyklu, „Kwestji krwi”, ale już czeka na półeczce.

No i bohater... Zygmunt Maciejewski jest mocno szeryfowaty, ale fascynuje. Choć jest przecież tak naprawdę sztampowy - za dużo pije, szefów drażni niepokornością i kobietę traktuje nienależycie. A jestem ciekaw, czy ktoś kiedyś postawi na śledczego z innej bajki. Takiego co to nie pije, uwielbia życie domowe, dziatki kocha i nawet żony nie zdradza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!