Dopiero gdy pan Wiesław napisał do urzędu miasta, dowiedział się, że chłopaki z Remondisu, którzy nie chcieli opróżniać pojemników do segregacji, byli w prawie. W Bydgoszczy (i okolicznych gminach też) śmieci segregowane właściciele prywatnych gospodarstw domowych mogą bowiem wystawiać do odbioru jedynie w workach.
Mówiąc szczerze, dziwię się pretensjom pana Wiesława. Chłopaki ze wszystkich firm śmieciowych działają jak roboty. Podjeżdżają pod dom, zeskakują, łapią worki, wrzucają do śmieciarki i już ich nie ma. Trwa to może kilkadziesiąt sekund. Wygrzebywanie śmieci z plastikowych pojemników, nawet gdyby leżały tam w workach, to dodatkowe zajęcie przy każdej posesji. Nawet gdyby zajmowało tylko 20 sekund więcej, to przy, powiedzmy, 200 odwiedzanych danego dnia gospodarstw przez jedna ekipę śmieciarzy daje 400 dodatkowych sekund. A więc ponad godzinę pracy więcej. Nie wiem, czy znalazłoby się wielu bydgoszczan gotowych zapłacić dodatkowe pieniądze za te dodatkowe roboczogodziny pracowników firm odbierających śmieci. Pan Wiesław pisze o zakupie estetycznych i szczelnych pojemników jako o zmarnowanych pieniądzach. Tu też się z nim nie zgadzam. Przecież tych pojemników teraz nie wyrzuci. Jedyne, co musi robić, to w wigilię przyjazdu śmieciarek wyjąć z nich spakowane worki i postawić obok. Za wyjątkiem tego jednego dnia, całą resztę miesiąca będzie miał idealny porządek pod domem.
Zgadzam się natomiast z panem Wiesławem, że pewien kłopot sprawiają rozprute worki czekające na odbiór i wydobywające się z nich odpady. Pan Wiesław wini za to dziki i inne leśne zwierzaki, coraz śmielej podchodzące pod domy. Tak się składa, że i ja od 16 lat mieszkam na skraju dużego lasu, ale jeszcze nie zdarzyło się, by dziki zwierz zrobił mi kipisz w śmieciach. Problem widzę raczej w tym, że worki na śmieci bywają tak kiepskie, że do rozwłóczenia ich zawartości po okolicy wystarczy przyroda nieożywiona - deszcz i wiatr.
Mieszkam w gminie wiejskiej. I chociaż w nazwie jest to wieś nowa i wielka, to mimo politycznej „dobrej zmiany” wciąż pozostaje w tyle za miastem. Na przykład obowiązującą już w miastach od wielu miesięcy nowelizację ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach - we wsi nowej i wielkiej zaczęto respektować dopiero od początku tego miesiąca. Kto nie przeczytał o tym na stronie internetowej urzędu gminy, zdziwił się, gdy pod koniec czerwca niewidzialna ręka powiesiła mu na bramie worki w niebieskim i brązowym kolorze.
W mieście ludzie już dobrze wiedzą, że te niebieskie to worki na makulaturę. Ucieszyłem się z nich, bo uzbierało mi się trochę marnej literatury. Gdy jednak wrzuciłem kilkanaście książek do niebieskiego worka, to rozciągnął się niczym prezerwatywa, a sztywna okładka jednego z tomów wycisnęła w worku dziurę. Zdaję sobie sprawę z tego, że statystyczny Polak nie czyta prawie nic. Przy takim założeniu osobny worek na makulaturę wydaje się jednak fanaberią i może lepiej byłoby nieliczne śmieci papierowe nadal wrzucać do wspólnego worka z plastikiem? Podczas pierwszego odbioru zauważyłem zresztą, że worki niebieskie i zielone zapakowano do tej samej, jednokomorowej śmieciarki.
Jeszcze gorzej wypadło pierwsze użycie worka w kolorze brązowym. Pomijam już fakt, że pięć worków na tak zwane bioodpady, to przy dużym ogrodzie przynajmniej o połowę za mało. Próbowałem wepchnąć do brązowego worka to, co ściąłem kosiarką. Z tym nie było kłopotu. Jednak próba zapakowania doń drobnych nawet gałązek zakończyła się tak, że worek zaczął przypominać ogromnego jeża. Mimo wszystko kilka takich „jeży” mozolnie wypełniłem i ustawiłem przy bramie wjazdowej. Straszyły tam przejezdnych przez cały weekend, bo śmieciarka po worki brązowe spóźniła się o trzy dni. Pierwsze śliwki robaczywki?
