Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak ukraść pierwszy milion złotych

Grażyna Ostropolska
Prezydent Lech Wałęsa obiecywał, że aferzystów puści w skarpetkach. Tymczasem w skarpetkach puszczali swoje ofiary dzicy kapitaliści z lat 90. Tak też działał były senator Andrzej Rzeźniczak z Tucholi, który kilka dni temu zmarł w chojnickim areszcie.

Prezydent Lech Wałęsa obiecywał, że aferzystów puści w skarpetkach. Tymczasem w skarpetkach puszczali swoje ofiary dzicy kapitaliści z lat 90. Tak też działał były senator Andrzej Rzeźniczak z Tucholi, który kilka dni temu zmarł w chojnickim areszcie.

<!** Image 2 align=right alt="Image 153930" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">W chojnickim areszcie zmarł Andrzej Rzeźniczak, były senator, przedsiębiorca i... parabankier. Pozycja numer dwa w rankingach pierwszych dzikich kapitalistów III RP. Tuż po Lechu Grobelnym - twórcy Bezpiecznej Kasy Oszczędności. Obaj tworzyli swoje finansowe piramidy przed 20 laty. Przecierali im szlaki w wolnej Polsce. Tworząc swoje parabanki, żerowali na zaufaniu do tych instytucji. Za PRL banki nie upadały, były bezpieczne. Rzeźniczak i Grobelny obiecywali 300-procentowe odsetki za trzyletnie lokaty. Żaden parabank tak długo nie przetrwał. I tylko pierwsi klienci się obłowili. To był zamierzony chwyt, taki...

haczyk na kolejnych naiwnych

Zarówno Grobelny jak i Rzeźniczak ukrywali się przed wymiarem sprawiedliwości. Pierwszy przez dwa lata w Niemczech. Drugi - sześć lat (do marca tego roku) w Gdańsku. Pech chciał, że obaj nie żyją. Rzeźniczak zmarł kilka dni temu, 14 lipca, w celi, podobno na serce (nie ma jeszcze wyników sekcji zwłok). Grobelnego trzy lata temu zamordowano. Obaj hołdowali zasadzie mówiącej, że pierwszy milion trzeba ukraść?

Źle zainwestowali pieniądze klientów? Ktoś ich oszukał? - na te pytania nie ma odpowiedzi.

Grobelnemu nikt zaplanowanej kradzieży nie udowodnił. Sąd skazał go najpierw na 12 lat więzienia, potem uniewinnił. Za pięć lat „niesłusznego aresztu” parabankier żądał 16 mln zł odszkodowania. Bezskutecznie. Trzy lata temu twórcę Bezpiecznej Kasy Oszczędności, w której 11 tysięcy ludzi utopiło oszczędności życia, zamordowano. Zakłuto go nożem, ale sprawców nie ustalono. Jedne media nadały jego śmierci posmak sensacji:

<!** reklama>- Zginął, bo uprzedził ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, że ma go zabić gangster o pseudonimie Szczur - sugerowano, powołując się na wywiady z Grobelnym. Inni dowodzili, że „Szczur” od dawna nie żyje, a Grobelnemu w głowie się pomieszało. Widywano go na warszawskiej Pradze w szlafroku z ubranym w ludzkie ciuchy psem. Lub w brudnych łachmanach, w towarzystwie złomiarzy. Miejscy strażnicy znaleźli ciało Grobelnego pięć dni po śmierci. W pawilonie handlowym, gdzie mieszkał i otworzył drzwi mordercy.

W śmierci Rzeźniczaka nikt spisku nie upatruje. Pojawiają się jedynie uwagi, że polskie areszty i...

więzienia nie są bezpieczne

Tajemnicze samobójstwa osób związanych z porwaniem Olewnika. Dziwna śmierć Artura Zirajewskiego oraz „Baraniny” - świadków w sprawie zabójstwa gen. Papały czy Andrzeja Rygusa - świadka w sprawie porwania i zabicia (maczetą) biznesmena Piotra Głowali mogą budzić niepokój. Wszyscy umierali w celi, ale dowodów na to, że ktoś im w tym pomógł, nie ma.

Nic dziwnego, że twórca innej finansowej piramidy z okresu ustrojowej transformacji: Drewbudu PTS (z siedzibą w Bydgoszczy) i poznańskiego Banku Staropolskiego (te firmy stanowiły naczynia połączone) prowadzony do aresztu, wybrał ryzykowny skok ze schodów i transport do szpitala zamiast do celi. Mowa o Piotrze Bykowskim, poznańskim przedsiębiorcy i... wizjonerze. Widział on Polskę... drewnianą. A to za sprawą tanich drewnianych domów, które miały zaspokoić głód mieszkaniowy. Ludzie wpłacali mu zaliczki na domy, lokowali oszczędności w jego Banku Staropolskim, bo ten oferował rewelacyjne odsetki. A potem bank padł, pieniądze wyparowały na inne konto, a tysiące poszkodowanych z całej Polski do dziś walczy, by je odzyskać.

Śledztwa i procesy w takich sprawach ciągną się latami. Proces Janusza Palucha - parabankiera z Bydgoszczy trwał ( z przerwami) 17 lat. W jego „kasie” 823 klientów z całej Polski utopiło 9 mln marek niemieckich. Były problemy z przesłuchaniem świadków. Sąd nigdy też nie doszedł, co stało się z wyprowadzonymi milionami. Paluch puszczał wodze wyobraźni. Wymyślał bajki lub obiecywał, że na następnej rozprawie ujawni „najprawdziwszą prawdę”.

W maju 2007 roku, udzielając nam wywiadu Janusz Paluch obwieścił: „Mam dość udawania wielbłąda, zrzucam ten garb”. I... opowiedział kolejną bajkę.

Miał dar przekonywania. Do jego kasy wpłacali pieniądze znani politycy, prokuratorzy, generałowie. Nawet oni uwierzyli w...

bajki o szybkim bogactwie

Proces Palucha mógł się ciągnąć parę kolejnych lat, ale ten poddał się dobrowolnej karze trzech lat pozbawienia wolności (tyle odsiedział w areszcie) i 5 tys. zł grzywny. Oficjalnie jest goły, utrzymują go dzieci.

Andrzej Rzeźniczak też twierdził, że jest goły: - Komornik wszystko mi zlicytował - tłumaczył wierzycielom i oszukanym klientom jego Prywatnej Agencji Lokacyjnej.

Jego PAL była w latach 1989-1991 finansową potęgą, a Andrzeja Rzeźniczaka okrzyknięto człowiekiem sukcesu. Znalazł się na liście 100 najbogatszych Polaków wg tygodnika „Wprost”, został senatorem z ramienia Kongresu Liberalno-Demokratycznego.

- Pamiętam, jak zachęcał do lokowania pieniędzy w jego banku. Robił loterie i publicznie obwieszczał, kto wygrał kolorowy telewizor, a kto „malucha” - wspomina pani Elżbieta. Była sąsiadką Rzeźniczaka. Mieszkali w Tucholi przy jednej ulicy. Pamięta też, jak senator wywiesił w PAL kartkę o treści: „Nieczynne z powodu choroby kasjerki”. To był koniec jego firm i kariery. Szwagier pani Elzbiety stracił w agencji Rzeźniczaka sporą kasę.

- Miał do Andrzeja zaufanie - dodaje pani Elżbieta. - Znał go z czasów, gdy Rzeźniczak prowadził rożen w Charzykowach, miał hodowlę świń. Majątek zrobił na produkcji słonych paluszków i markiz. Były wtedy w Polsce rynkowym hitem.

- Wtedy każdy chciał pracować u Rzeźniczaka, a teraz psy na nim wieszają - obrusza się pan Zbyszek. Ma nawet spiskową teorię. - Senator komuś podpadł i go „załatwiono”.

Inni mieszkańcy Tucholi mają o Rzeźniczaku gorsze zdanie lub do znajomości z nim się nie przyznają. Nawet do tego, że byli jego pracownikami. Zwłaszcza gdy zasiada się w Radzie Miejskiej, nie wypada mówić, że pracowało się dla Rzeźniczaka, bo to...

plama na życiorysie

W 1992 roku nielegalną działalnością bankową Rzeźniczaka zainteresowała się prokuratura, a senator schronił się za immunitetem. Na krótko, bo hasło: „liberały - aferały” zmobilizowało partyjnych kolegów do usunięcia czarnej owcy. W 1993 roku przedstawiono Rzeźniczakowi zarzut nielegalnej działalności parabankowej i wyłudzenia bankowych kredytów. Brał je pod zastaw tej samej linii technologicznej do produkcji ciastek.

Zlicytowany przez komornika majątek ekssenatora zaspokoił 15 proc. wierzycieli. Klienci Prywatnej Agencji Lokacyjnej (ponad 2 tys. pokrzywdzonych na 6 mln zł) zostali na lodzie. Wprawdzie wyrok sądowy nakładał na Rzeźniczaka obowiązek spłaty zobowiązań, ale ten ani myślał go spełnić. Robił wszystko, by akt oskarżenia nie trafił do sądu. Skarżył się na załamanie nerwowe, krążył po szpitalach psychiatrycznych. - Senator stara się o żółte papiery - sugerowały media. Od wyroku się nie wywinął, choć przedawnienie wisiało na włosku.

W 2002 sąd wyznaczył w jego sprawie 17 rozpraw. Rzeźniczak do sądu prawie się nie stawiał, reprezentowali go adwokaci. W 2003 roku zapadł wyrok: pięć lat więzienia i 40 tys. zł grzywny za wyłudzanie kredytów, a potem - kolejny. Po ich uprawomocnieniu ekssenator zniknął. Poszukiwano go listem gończym i Europejskim Nakazem Aresztowania. A on w tym czasie mieszkał w Gdańsku, gdzie się urodził i ma rodzinę. Namierzono go po sześciu latach, w marcu tego roku. Chory na serce Rzeźniczak zarejestrował się u lekarza. Przed apteką, w której miał kupić leki, czekali na niego policjanci.

Warto wiedzieć

To nie przypadek, to charakter

Tak psycholodzy oceniają zachowania oszustów i blagierów. Są sugestywni, grają na ludzkich słabościach. Wiedzą, że wizja szybkiego wzbogacenia się wyłącza ludziom rozum, a wtedy traktują oszusta jak dobroczyńcę i czarodzieja. Kara też nie jest dla blagiera przestrogą. Wyjdzie z więzienia i będzie robił to samo.

Tak było w przypadku kujawsko-pomorskich twórców parabanków. Jan W. zwany Janosikiem z Paterka po czteroletniej odsiadce za wyłudzenia (działał w 1991 roku) wyszedł na wolność i wznowił „janosikowanie” w salonie samochodowym. Brał zaliczki na auta, które sprzedawał innym klientom.

Podobnie działał Ryszard Sz. - dealer skody na bydgoskich Bartodziejach. Najlepszym blagierem był jednak J. Paluch. Jeszcze nie zapadł wyrok o oszustwa, a on już popełniał kolejne. Wyłudził zaliczki na rzekomy zakup wojskowych mieszkań i garaży, oszukał złotników, obiecując im złoty interes na Ukrainie.

Andrzej Rzeźniczak też lubił powtórki. W maju tego roku prokuratura oskarżyła go o wyłudzenia towaru w 2004 roku (od tego roku się ukrywał). Ujęto go w marcu tego roku, a 14 lipca eksenator zmarł w chojnickim areszcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!