Kolejne edycje cieszyły się rosnącym powodzeniem, aż „Kalendarz” stał się częścią bydgoskiej codzienności, wyczekiwaną przez jego wiernych czytelników pod koniec każdego roku.
Najnowszy „Kalendarz Bydgoski” na rok 2017 nie jest jednak, jak można było się spodziewać, pozycją wspomnieniowo-refleksyjną, w sposób ledwie śladowy dokonali jego redaktorzy pod kierunkiem Krystyny Romeyko-Bacciarelli podsumowania dotyczące półwiecza tego periodyku.
Jak zwykle w ostatnich latach, na prawie 200 stronach najnowszej edycji spotkać można ogrom poruszonych spraw i tematów w większości czysto bydgoskich, choć jest i „działka” - „Region”. Są i teksty historyczne, i wspomnieniowe, i bieżące - poświęcone najważniejszym problemom gospodarczym, społecznym i ekonomicznym współczesnego miasta. Jest przegląd wydarzeń kulturalnych, są opowieści o ciekawych bydgoszczanach.
Jak zwykle, obok autorów znanych od lat, pojawili się też i nowi, a nawet debiutanci, którzy wnoszą warte poznania, nowe, ciekawe spojrzenie na rzeczywistość. To wszystko składa się na obraz Bydgoszczy z okruchów złożony, tkwiący w świadomości współczesnych bydgoszczan, który „Kalendarz” stara się utrwalić, zapisać i zachować na przyszłość.
Przeczytaj też: Śnieżna nawałnica w sylwestra [kalendarium "Expressu"]
W tym roku pojawiło się w nowym wydaniu „Kalendarza” wyjątkowo dużo „pożegnań”, czyli wspomnień o znanych i znaczących bydgoszczanach, którzy w ostatnich latach odeszli od nas na zawsze, a o których pamięć warto zachować na dłużej. Niestety, jak zwykle w tego typu tekstach, popełnianych najczęściej przez bliskich znajomych, o zmarłych pisze się bardzo subiektywnie, czasem zbyt subiektywnie.
Warto byłoby, może właśnie na pięćdziesięciolecie „Kalendarza”, zastanowić się nad jego formułą w kolejnych edycjach. Ta obowiązująca od kilkunastu lat, wydaje się, w moim odczuciu, nieco zbyt różnorodna i „poszarpana”. Szeroki „misz-masz” przez jakiś czas może być ciekawy, powielany jednak wielokrotnie przestaje być atrakcyjny dla odbiorców. Znalezienia nowej, ciekawej formuły wypada zatem życzyć twórcom „Kalendarza” na kolejne lata.
