<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Gdzie ja jestem? Jest pan w burdelu - rzekł Szwejk - jako że koleje ludzkiego losu chadzają różnymi drogami. Święte słowa wielkiego Haszka. A drogi i dróżki prowadzące do różnego rodzaju różowych przybytków istniały od zawsze, istnieją i będą istnieć. Prostytucji nie da się zlikwidować, można jedynie udawać, że jej nie ma. Z tym mamy w Polsce znakomite doświadczenia. W latach pięćdziesiątych zadekretowano, że problem prostytucji, spadek po okropnym kapitalizmie został definitywnie rozwiązany, co specjalnie nie przeszkadzało w pracy gruzinkom, które nazywano tak, wcale nie dlatego, że były z Gruzji, tylko dlatego, ze świadczyły swe cielesne usługi w powojennych gruzach. Potem już tylko udawano, że wstydliwego kłopotu nie ma. I właściwie tak jest do dziś. Każdy dojrzewający chłopiec wie, jakiego rodzaju towarzystwo urzęduje w agencjach towarzyskich, gdy robi się ciepło oferta tego typu usług wychodzi na drogi, choć oficjalnie - z punktu widzenia prawa - nie ma w Polsce ani jednego domu publicznego, a czerpanie korzyści z nierządu jest karalne.
<!** reklama>Efekt tej urzędowej i prawnej hipokryzji jest taki, że państwo jest praktycznie bezsilne wobec problemu zakażania klientów przez dziewczyny „do towarzystwa”, o czym piszemy na stronie 4. I będzie tak, dopóki prostytucja nie zostanie w jakiś dobrze pomyślany sposób zalegalizowana Oczywiste nie dlatego, żeby wspierać ten proceder, ale m.in. po to, by skutecznie narzucić odpowiednie reżimy sanitarne, zmniejszające ryzyko epidemiologiczne. Przeciwnicy legalizacji twierdzą, że państwo musiałoby opodatkować domy publiczne i w ten sposób czerpałoby korzyści z nierządu. Nie sądzę jednak, żeby pieniądze z domu publicznego śmierdziały bardziej niż te, pobierane już dziś z legalnie działających agencji.