W sobotę w Teatrze Polskim w Bydgoszczy można było zobaczyć premierę spektaklu „Przebudzenie wiosny”, kończącą tegoroczny sezon artystyczny.
<!** Image 2 align=right alt="Image 56568" sub="„Przebudzenie wiosny” to spekakl kameralny. /Fot. Teatr Polski">To spektakl i głęboki, i lekki jednocześnie, a przy tym przytłaczający dramatyzmem, niepozbawiony akcentów popkulturowych, dość rozsądnie epatujący nagością. Idealnie skrojony.
Mając w pamięci „Tramwaj zwany pożądaniem”, także realizację duetu Rubin - Frąckowiak, można się było spodziewać, że „Przebudzenie wiosny” nie będzie wciskaniem pseudoartystycznej „lipy”. To, co omawiają „specjaliści”, autor dramatu Frank Wedekind jakieś sto lat temu napisał po prostu i prosto, reżyser zaś jedynie podkreślił kontury całości, nie przesadził z żadną konwencją, zdał się na doskonale sobie radzący zespół aktorów.
Starsi czternastoletni
Czternastolatków grają dorośli ludzie, wydawało się, że w związku z tym trudno będzie przestawić swoją percepcję, ale nie. Kwestie dziecięce jeszcze bardziej bulwersują, gdy interpretują je około trzydziestolatkowie.
<!** reklama left>Fabuła nie jest w „Przebudzeniu wiosny” spójna. Scena w kręgielni. Urodziny Wendli. Dzieci grają, jest z nimi matka Wendli. Rozmawiają. O za długiej sukni, o Ilzie, którą biją rodzice, ktoś się boi, że nie zdał do następnej klasy. Kolejne sceny. Melchior czyta „Cząstki elemenarne” Houellebecqa, Janek Rillow fantazjuje, ma orgazm, Janek i Ernest, w stylistyce z filmu „Powrót do Brockeback Mountain”, ubrani w stroje kowbojskie, całują się. Wendla zostaje zgwałcona przez Melchiora. Myśli, że ma raka. Jest w ciąży.
I tak dalej. Temat wstydu, erekcji, polucji omówili realizatorzy w formie talkshow. Chłopcy mówią do „prowadzącego” i jego towarzysza w masce potwora. Maurycy tuż po rozdaniu świadectw strzela sobie w głowę. Wendla umiera po nieudanej aborcji.
W pośmiertnym talkshow, z udziałem demonicznego osobnika, może szatana, bierze udział Maurycy, pojawia się Wendla z martwym płodem i Melchior. Jemu udało się „przeżyć”.
Publiczność na scenie
Zaskakującym zabiegiem było zaproszenia publiczności do udziału w jednej ze scen. Do której? Warto przekonać się osobiście. Całość podkręca ostra muzyka: autor Piotr Bukowski i grupa „Setting The Woods On Fire”.
Kto nie zdążył jeszcze zobaczyć „Przebudzenia wiosny”, ma szansę w lipcu. Lepiej zarezerwować bilet, bo to spektakl kameralny, miejsc jest mało, a widzowie na sto procent będą walili nań drzwiami i oknami.