https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak prawo dorwało komornika

Grażyna Ostropolska
Sześć miesięcy więzienia z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na dwa lata. Taki wyrok usłyszał Jarosław K. - komornik z Bydgoszczy. Został skazany, między innymi, za przekroczenie swych uprawnień.

Sześć miesięcy więzienia z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na dwa lata. Taki wyrok usłyszał Jarosław K. - komornik z Bydgoszczy. Został skazany, między innymi, za przekroczenie swych uprawnień.

<!** Image 2 align=right alt="Image 33673" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">Ten wyrok to ewenement, nie tylko w Kujawsko-Pomorskiem. Skargi na działania komornika zwykle kończyły się umorzeniem. Zarówno w sądach, jak i w Komisji Dyscyplinarnej przy Krajowej Radzie Komorniczej. Mogło się wydawać, że ludzie ci stoją ponad prawem. Wyrok bydgoskiego sądu z sierpnia tego roku udowadnia, że tak nie jest.

„Sąd uznał, że kara wymierzona komornikowi Jarosławowi K. jest na tyle dolegliwa, że będzie oddziaływać odstraszająco i może zapobiec popełnieniu tego typu czynów przez innych” - brzmi uzasadnienie wyroku. Sąd wyznaczył komornikowi dwuletni okres próby „dla zweryfikowania prawidłowości postawionej prognozy kryminologicznej” i wymierzył mu 20 tysięcy złotych grzywny. A dla pewności, że komornik ją uiści, zabezpieczył jego jeepa cherokee. Jarosław K. zapowiada odwołanie od wyroku. Za to osoby, które czują się pokrzywdzone jego działaniami nie kryją satysfakcji:

Przyszła kryska na Matyska...

...oceniają wyrok. Liczą, że skończy się samowola egzekutora. Bo komornik Jarosław K. to postać mocno kontrowersyjna. Pisały o nim media. Był nawet niechlubnym bohaterem programu Elżbiety Jaworowicz: „Sprawa dla reportera”. Skuteczny w działaniu na rzecz wierzycieli, znienawidzony w miejscach, w których przeprowadzał komornicze egzekucje. Jego pracownicy zasłynęli z bezduszności i arogancji. Zajmowali rzeczy, które nie należały do dłużnika, oceniali ich wartość na oko, strzelali do psa. Ale to Jarosław K. odpowiadał za ich nadzór. Także w tej sprawie.

Alicja K. była w sądzie oskarżycielem posiłkowym. Jej walka o ukaranie komornika trwała cztery lata. Od lipca 2002 r., gdy straciła auto, do sierpnia 2006, gdy sąd wydał wyrok.

Aplikanci komornika Jarosława K. dorwali ją na ulicy. Kazali oddać kluczyki do peugeota. Protestowała, informując, że nie jest jego właścicielką, więc wezwali policję. W takiej asyście egzekwowali dług jej męża. Auto trafiło na parking w Ostromecku. Stało tam do lutego 2003 r. Bezprawnie, bo kilkanaście dni później komornik miał obowiązek ów zastaw zwolnić. Posiadał już bowiem wszystkie dokumenty dowodzące, że właścicielem auta jest firma leasingowa, a Alicja K. ma z mężem rozdzielność majątkową. Na dodatek wierzyciel, w którego imieniu komornik rzekomo działał, nigdy zajęcia tego auta się nie domagał. Przyjął do wiadomości, że egzekucję długu zawieszono. Mimo to komornik bezprawnie przetrzymywał auto. Ponad pół roku. Świadom, że go nie sprzeda. Dlaczego?

„Z niewiadomych przyczyn”

Tak odpowiedział na to pytanie sędzia, uzasadniając wyrok dla Jarosława K. Nie miał żadnych wątpliwości, że komornik działał na szkodę prywatnego interesu. Alicja K. nie mogła z auta korzystać. Utrudniało jej to życie i zarobkowanie. Musiała spłacać leasingowe raty, a w tym czasie ustawione na parkingu auto niszczało. Zapleśniała tapicerka, skorodowała pokrywa silnika, zaśniedziały przewody. Na dodatek poszkodowana wskazywała, że samochód został uszkodzony (wgniecenia, zadrapania, zbite lusterko).

Sąd nie nakazał komornikowi naprawienia szkody. Uznał, że swoje roszczenia Alicja K. może przedstawić w procesie cywilnym. I pewnie tak się stanie, bo kobiecie trudno zapomnieć słowa komornika. „Utrudnię państwu życie przez przynajmniej 10 lat” - tak miały podobno brzmieć groźby, które przytaczała w sądzie.

Cywilny proces wytoczyła Jarosławowi K. Marianna M. W podobnej sprawie. Latem 2003 r. komornik zabrał jej fiata uno. Z ulicy. Za... 225 zł długu wobec byłego męża, który wówczas sądowo podważała. Na aucie miał zastaw PFRON, bo była to wersja inwalidzka, na którą pani M. otrzymała pożyczkę.

Komornik nie przyjmował argumentów. Odstawił auto na parking w Ostromecku. W samochodzie były zakupy, dokumenty. Produkty żywnościowe spleśniały, część rzeczy (tak twierdzi pani M.) poginęła.

Śledztwo w tej sprawie umorzono „z braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa”. Za to sąd cywilny wydał w ubiegłym roku wyrok. Nakazał, by Jarosław K. zapłacił powódce 20 tys. zł odszkodowania za spowodowane straty i poniósł koszty procesu (4 tys. zł).

- Wyrok był zaoczny, bo komornik na rozprawy się nie stawiał - tłumaczy Marianna M. - Za to po wyroku Jarosław K. wniósł...

sprzeciw

Sąd go uznał i proces toczy się od nowa. - Nadano jednak klauzulę natychmiastowego wykonania zapłaty orzeczonej zaocznie - informuje pani M. - Z uzasadnieniem, że Jarosław K. nie usprawiedliwiał swych nieobecności na procesie. I mimo że komornik sądowego nakazu nie respektuje - lecą odsetki. A to ją cieszy. - Może dostanę więcej i uda mi się wyremontować auto - nie kryje nadziei na pomyślne zakończenie procesu.

Jej granatowy fiat uno nadal stoi na parkingu w Ostromecku. - W kurzych odchodach - twierdzi Marianna M. - Nawet właściciel parkingu to potwierdził. Zeznając jako świadek w procesie, Jacek P. przyznał, że na tej samej działce, gdzie trzyma auta, hoduje kury.

Jarosław K. miał prawo sądzić, że uporczywe niestawianie się na rozprawy ma głęboki sens. Upewniło go w tym orzeczenie Komisji Dyscyplinarnej przy Krajowej Radzie Komorniczej. W lipcu 2004 r. Rada Izby Komorniczej w Gdańsku skierowała tam wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciw Jarosławowi K. - komornikowi sądowemu rewiru I przy Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy. Zarzut: dopuścił się on rażącego naruszenia prawa, nie sprawując należytego nadzoru nad asesorem komorniczym Dariuszem F.

Zarzucany mu czyn miał miejsce w kwietniu 2002 roku, a 28 lipca 2006 Komisja Dyscyplinarna przy KRK wydała...

orzeczenie...

umorzenia sprawy z powodu jej przedawnienia. „Po upływie trzech lat od dnia popełnienia czynu nie można wszcząć postępowania dyscyplinarnego, a postępowanie wszczęte ulega umorzeniu” - brzmiało uzasadnienie, powołujące się na ustawę o komornikach.

<!** reklama left>Co robiła komisja przez dwa lata od chwili wpłynięcia wniosku o ukaranie Jarosława K. choćby karą nagany? Usiłowało tego dociec ministerstwo sprawiedliwości, do którego dotarła skarga pokrzywdzonych działaniami bydgoskiego komornika.

Okazuje się, że już na pierwszą rozprawę (16 września 2004 roku) komornik się nie stawił, bo wcześniej zaplanował urlop za granicą. Nie stawiał się także na późniejsze rozprawy, a komisja za każdym razem uznawała jego nieobecność za usprawiedliwioną.

W końcu nadszedł termin przedawnienia i adwokat obwinionego wniósł o umorzenie postępowania. To nastąpiło 28 lipca. Tuż przed ogłoszeniem wyroku skazującego Jarosława K. na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. W samą porę, żeby sędzia mógł stwierdzić: „Nie orzeka się wobec Jarosława K. zakazu wykonywania zawodu. Nie był on karany a jednorazowa sytuacja, będąca przedmiotem niniejszego postępowania nie przesądza, że w przyszłości nie będzie on wykonywał swoich obowiązków rzetelnie, zgodnie z prawem i uwzględnieniem interesu publicznego i prywatnego”.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski