Tak więc Wielkie Jajo w kategorii szaleństwo sezonu wędruje do gromadki wolnościowców, co to wdzierała się bez masek do szpitali i po pogonieniu staruszka-portiera hasała po nich z kamerką, żeby pokazać, jak tu pusto. Bo w końcu pandemię wymyśliły jaszczury z Marsa. Rozumiem wściekłość przedsiębiorców, sam paru wściekłych znam i współczuję im gorąco. Ale to bieganie po ortopediach i innych neurologiach mogło nam nie tylko wyłączyć cały szpital, ale też ekstremalnie zaszkodzić chorym ludziom. Cóż, jak nauczał guru, pan Korwin, człowiek musi odpowiadać za to, co robi. Oby więc ta odpowiedź była soczysta.
Wielkie Jajo w kategorii sromota sezonu przyznałem tym, którzy pozwoli aż tak urosnąć arcybiskupowi Głódziowi i biskupowi Janiakowi, zwanemu przez fanów słodko „męczennikiem”. Niektórzy smędzą, że ten kopniak z Watykanu za krycie zła jakiś taki lichutki był, że nawet go panowie dwaj nie zauważą, ale mi się wydaje, że zauważą go jak najbardziej. I że ten prezent papieża dla wiernych przed Wielkanocą zaboli nasze duo nielicho. Choć spać mi wciąż nie daje to, ile wynosi ta „odpowiednia suma” dla pana, co to ma taki wielki pałac na Podlasiu.
Wielkie Jajo za zaskoczenie sezonu wręczam za nocną akcję szczepionkową, czyli niespodziewaną zmianę miejsc, związaną z uwolnieniem rejestracji dla młodszych. Co, oczywiście wysadziło system. Jeśli ktoś chciał zapewnić bliźnim rozrywkę na święta, to zapewnił. I rozumiem jak najbardziej to, że trzeba mieć pulę kontaktów, bo ludzie wypadają z kolejek czasami w szokującej skali. Ale takim chwytem?
A na koniec Wielkie Jajo rozrywkowe dla „Ojca Mateusza”, którego jakiś geniusz od układania programów postanowił uśmiercić szybko i boleśnie. Ojca - co to od lat bawi lud i dorabia Sandomierz - eksmitowano z czwartku na piątek i kazano mu się bić z talentszołami i filmowymi hitami, co dla serialu skończyło się gigantycznym spadkiem oglądalności. Ale może ktoś chciał sprawić radochę stacjom komercyjnym? W końcu kto bogatemu zabroni?
