Tylko Zlatan Ibrahimović, Artiom Dziuba (po osiem), Thomas Muller (dziewięć) i Robert Lewandowski (13) zdobyli w kwalifikacjach do Euro 2016 więcej bramek niż Kyle Lafferty. Napastnik Norwich w poniedziałek nabawił się jednak kontuzji pachwiny i jego występ w spotkaniu z Polską stał pod znakiem zapytania. W piątek wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, Lafferty trenował z zespołem. Dzień wcześniej, kiedy wszyscy piłkarze dostali wolne, sztab kadry testował jego gotowość do gry.
28-letni napastnik to dziś kluczowy gracz ekipy Michaela O’Neilla, wielka nadzieja i potencjalny bohater narodowy. Przebył długą drogę od września 2013 roku, kiedy w meczu eliminacji mundialu z Portugalią wszedł na boisko przy stanie 2:1 i po 13. minutach wyleciał z boiska za faul, który selekcjoner nazwał „idiotycznym”. Irlandczycy przegrali 2:4, a Lafferty, łagodnie mówiąc, nie należał do ulubieńców kibiców.
Pomogła mu szczera rozmowa z O’Neillem.
- Jesteś łobuziakiem. Ja w Newcastle grałem z jeszcze większym, Paulem Gascoignem. Ale on pojawiając się na boisku zawsze wnosił coś do gry - miał usłyszeć Lafferty.
- To były najgorsze chwile w mojej karierze. Nie wiedziałem, dokąd zmierza moja gra w kadrze. Ale Michael sprawił, że poczułem się potrzebny. Uświadomił mi, jak ważny jestem dla zespołu. Od tamtej rozmowy nie oglądałem się już za siebie - wspomina napastnik w rozmowie z „Guardianem”.
Na Euro będzie wyjątkowo zmotywowany, chce strzelać dla O’Neilla i swoje żony, którą poślubił w maju. Kontuzja nie powinna mu przeszkodzić.
- Kiedy poczułem ostry ból w pachwinie, pomyślałem o najgorszym. Ale z czasem wszystko minęło. Wyniki badań przyszły bez zarzutu i mogę już trenować z pełną intensywnością. Nigdy nie czułem się lepiej - zapowiada.
Jego koledzy też zrobią wszystko, by we Francji wypaść jak najlepiej.
- Mamy w zespole dobrych technicznie zawodników. Jesteśmy w stanie zabiegać przeciwników, znakomicie bronić przy stałych fragmentach gry oraz strzelać gole po rzutach wolnych i rożnych. To dla nas żadna nowość. Po prostu teraz zrobimy to na większej scenie - przekonuje O’Neill. - Bierzemy przykład z Leicester czy Atletico Madryt. Na nich też nikt nie stawiał, a dzięki obronie i stałym fragmentom gry dopracowanym do perfekcji, potrafili ogrywać rywali.