- O tym, że takowe zbiórki są organizowane dowiedzieliśmy się od znajomych, którzy zobaczyli, że ktoś próbuje zarabiać na historii Tomka - powiedział nam w poniedziałek przed południem brat Tomasza Komendy, Krzysztof Klemański.
Dopiero kilka godzin po tej rozmowie skontaktowali się z nim organizatorzy dwóch z dziewięciu zbiórek, jakie znaleźć można w internecie. Wykorzystywane są specjalne portale - zrzutka.pl i pomagam.pl.
Krzysztof Klemański dodaje, że oczywiście Tomasz potrzebuje i wielu rzeczy po wyjściu z więzienia. I jest wdzięczny za okazywaną mu pomoc. Również rodzina - w miarę możliwości - stara się pomagać Tomaszowi.
Problem w tym, że trudno jest zweryfikować rzeczywiste intencje autorów zbiórek. Szczególnie, że taką internetową kwestę można zarejestrować w ogóle nie pytając o zgodę tego, na rzecz którego zbierane są pieniądze.
Władze wrocławskiej firmy, prowadzącej portal zrzutka.pl, zdecydowały już o blokadzie wypłat z wszystkich siedmiu zbiórek sygnowanych nazwiskiem Tomasz Komenda. Do czasu aż ich organizatorzy nie udowodnią, że pieniądze trafią rzeczywiście tam, gdzie miały trafić.
Na jednym z portali społecznościowych pojawił się profil poświęcony sprawie Tomasza Komendy. W niedzielę w południe znalazł się tam wpis: „Kochani wspaniała wiadomość. Wreszcie udało nam się nawiązać kontakt z rodziną Tomasza. To jest jedyna i oficjalna zbiórka. Inne są bezprawne lub próba oszustwa”.
Ta „oficjalna” zbiórka pojawiła się na portalu pomagam.pl. Jej organizator owszem skontaktował się z rodziną Tomasza Komendy, ale naszym zdaniem zrobił to dopiero w poniedziałek po południu.
W tym samym czasie do Krzysztofa Klemańskiego zadzwonił Mateusz Janda szef Straży dla Zwierząt. On zarejestrował jedną z pierwszych kwest na rzecz Tomasza Komendy. Również na pomagam.pl. - Później próbowałem się skontaktować z dziennikarzem TVN, który ma kontakt z rodziną - mówi. Teraz zapewnia, że dostanie od Krzysztofa Klemańskiego numer konta, na które trafią zebrane pieniądze.
- Włączyłem się jako osoba prywatna, zwykły człowiek - mówi Mateusz Janda. I dodaje, że wie co to znaczy wyjść po latach zza krat. Bo sam pracuje ze skazanymi prowadząc Ośrodek resocjalizacyjno-socjalizacyjny przy jednym zakładów karnych w Polsce. Często - mówi - więźniowie nie mają nic. Czasem po prostu zostają bezdomnymi.
- Przy tego typu zbiórkach zawsze jest zagrożenie, że ktoś będzie się podszywał - mówi nam Erazm Humienny z wrocławskiego stowarzyszenia Ludzie Ludziom. Prowadzi we Wrocławiu schronisko dla bezdomnych. Niedawno jedna z placówek, na wrocławskiej Różance, spaliła się. - Szybko dotarły do nas informacje, że ktoś próbuje zorganizować zbiórkę dla nas. Napisaliśmy więc w internecie, że żadnej akcji tego typu nie prowadzimy a wszystkich chętnych poprosiliśmy o wpłaty na Caritas.