Zobacz wideo: Akcyza na alkohol i papierosy w górę

Aleksander P. został znaleziony 3 października 2020 roku, kiedy leżał na kupie gruzu w rejonie ulicy Nadrzecznej w Bydgoszczy. Zauważył go spacerowicz z psem.
Poszkodowany miał - jak się później okazało - rany kłute, uszkodzoną opłucną, śledzionę, perforację żołądka. Prokuratura zarzuca, że został napadnięty przez znajomego, obywatela Rumunii Caramana F. i Oleksandra H., Ukraińca mieszkającego w Bydgoszczy. Z ustaleń wynika, że wieczorem 2 października u F., w mieszkaniu przy ulicy Grunwaldzkiej, świętowano urodziny jego partnerki.
To Cię może też zainteresować
- Bawiliśmy się na urodzinach Tatiany w mieszkaniu przy ulicy Grunwaldzkiej - mówiła we wtorek w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy kobieta zeznająca w charakterze świadka. Wyjaśniła, że Tatiana to partnerka Oleksandra H. Byłam tam z mężem i córką. Przyjechał po nas Roman (tak nazywano Caramana F.). Na przyjęciu był jeszcze młody, szczupły mężczyzna imieniem Walentyn i inny Witalij. Atmosfera była miła.
Druga z przesłuchiwanych w sądzie świadków. To partnerka mężczyzny pracującego razem z Caramanem F. w warsztacie samochodowym w Bydgoszczy. Również twierdziła, że przyjęcie przebiegło w sympatycznej atmosferze. Na sali rozpraw zeznawał również jej partner.
Żaden ze świadków nie widział tamtego dnia Aleksandra P.
Rozbieżne wersje
Tymczasem według prokuratury, oskarżeni w pewnym momencie wyszli z mieszkania właśnie z przybyłym tam rzekomo Aleksandrem P. Wszyscy trzej mieli wsiąść do volkswagena golfa F. i pojechać w kierunku ulicy Nadrzecznej. Śledczy zarzucają Aleksandrowi H., że kilkukrotnie ugodził nożem swojego imiennika.
H., któremu zarzuca się usiłowanie zabójstwa, grozi kara jak za zabójstwo, czyli nawet 25 lat więzienia. F. jest oskarżony o pomocnictwo.
Z zeznań Caramana F. wynika, że P. nie był zaproszony na przyjęcie, ale mimo to przyszedł. Między nim a Aleksandrem H. miało dojść do wymiany zdań, ale "nikt nie krzyczał". Jak twierdzi, przybysz miał proponować H. udział w interesie narkotykowym. Następnie wszyscy trzej mieli opuścić mieszkanie i pojechać (za kierownicą vw siedział Caraman F.) na ulicę Nadrzeczną. Po dziesięciu minutach H. wrócił, ale sam. Miał powiedzieć, że: "Jest mu lżej, a Aleksander wróci pieszo".
Z kolei z relacji Aleksandra H. gość miał przyjść, bo chciał pożyczyć pieniądze. Spotkał się z odmową.
Intruz wszedł jednak, by skorzystać z toalety. Został - jak to wynika z zeznań H. - nakryty na "wąchaniu narkotyków". - Nie znoszę narkotyków - mówił oskarżony. - Uderzyłem go w twarz. Powiedziałem, że musi zachowywać się jak człowiek, że tu są goście, dzieci.
Mężczyzna wyszedł z przyjęcia, ale według H. wrócił tej samej nocy, kiedy już większość gości się rozeszła. Miał zachowywać się dziwnie. - Mówił, że musi koniecznie pojechać w jedno miejsce - zeznał H.
- Gdy dojechaliśmy, wyszedłem z auta i usłyszałem w ciemności głos jakieś osoby. Nie znam polskiego, ale Aleksander powiedział mi, że ten ktoś jest zły, że przyjechaliśmy z nim. Myślał, że to policja. Mieliśmy odjechać - wyjaśniał.
Wczoraj sąd przedłużył tymczasowe aresztowanie Aleksandra H. do 30 maja tego roku. Kolejna rozprawa 25 marca.