Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ile misji w emisji

Ryszard Warta
Ryszard Warta
Niełatwo się rozeznać, jakimiż to meandrami wędruje myśl szefostwa Telewizji Polskiej.

<!** Image 1 align=left alt="Image 213286" >Niełatwo się rozeznać, jakimiż to meandrami wędruje myśl szefostwa Telewizji Polskiej.

W marcu, krótko po tym, jak niemiecka telewizja ZDF wyemitowała trzyodcinkową sagę „Nasze matki, nasi ojcowie”, bardzo byłem ukontentowany tym, że prezes Juliusz Braun, napisał do prezesa tej stacji - swego kolegi, bo ZDF także jest telewizją publiczną - pryncypialny list z protestem przeciwko sposobowi, w jaki ukazana została w tej produkcji Armia Krajowa.

A pokazana została makabrycznie - jako sfora odrażających, patologicznych antysemitów, dzielących czas między prześladowanie Żydów a grabienie zabitych przez siebie żołnierzy Wehrmachtu z obrączek i złotych zębów. List odniósł skutek, ZDF obiecała pokazać na swej antenie dokument, prezentujący w rzetelny sposób to, czym była AK. Po liście Brauna, także po reakcji ambasady polskiej w Berlinie, pojawiła się w Niemczech dyskusja na temat tego filmu i nie dało się już jej zwekslować do jakiś „pretensji przewrażliwionych na swym punkcie Polaków”.

I tak to trzeba robić. Gdy na masową skalę - serial miał za Odrą wielomilionową widownię - utrwala się fałszywe, krzywdzące stereotypy, to trzeba reagować. Spokojnie, rzeczowo, bez histerii, ale i bez bezradnego wzruszania ramionami, że nic się nie da zrobić.

Tymczasem minęły trzy miesiące, sprawa już się trochę zakurzyła i teraz ta sama TVP, której szef przeciwko „Naszym matkom i naszym ojcom” protestował, sama chce ten trzyodcinkowiec pokazać. I pokaże już w połowie czerwca. Trzeciemu odcinkowi, temu w którym można sobie obejrzeć te smaczki o psychopatycznych akowcach, rozprawiających o „topieniu Żydów jak koty”, towarzyszyć ma dyskusja publicystów i historyków.<!** reklama>

Jeszcze nie tak dawno ambasador polski w USA apelował do dystrybutorów, by tego filmu z powodu zawartych w nich przekłamań nie rozpowszechniać w Stanach, a tu polska telewizja publiczna oddaje mu swą antenę. Brawo, tak właśnie strzela się we własną stopę.

Owszem, „Nasze matki i nasi ojcowie” o wiele większe szkody wyrządzić mogą za granicą, gdzie łatwo się Polakom przyprawia gębę prostaczków i antysemitów, ale i w kraju pokazywanie tego dzieła kompletnie nie ma sensu. Zabawne jest przy tym oficjalne tłumaczenie tej decyzji. Rzecznik prasowy TVP Jacek Rakowiecki wyjaśnia to tak: „Na tym polega ważna część misji stacji publicznej: na stwarzaniu możliwości widzom, by sami ocenili dyskutowane czy kontrowersyjne dzieła i nie byli zmuszani do zdawania się wyłącznie na cudze opinie, jakkolwiek nie byłyby one słuszne”.

Słowa piękne, tylko zupełnie bez sensu, bo jeśli ktoś rzeczywiście zainteresowany jest tym filmem, jeśli chce zweryfikować formułowane wobec tej produkcji oceny - sam może do niego dotrzeć. Kto szuka, ten znajdzie - w sieci, z napisami i bez, w kawałkach i w całości. I pośrednictwo telewizji nie jest tu do niczego potrzebne.

Jestem za krytycznym, a nie lukrowanym podejściem do historii, ale film w żaden sposób polskiej debaty o przeszłości nie wzbogaci. Jedyny realny skutek, jaki wywołać może jego emisja, to zupełnie niepotrzebne podgrzanie - przynajmniej w części polskiej opinii publicznej - antyniemieckich emocji. A to akurat sprzeczne jest nie tylko z ową misją publiczną, ale i ze zwykłym zdrowym rozsądkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!