https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Ikona w garniturze

Mariusz Załuski
Mam wrażenie, że wciąż jest taki sam, choć zmieniały się jego pozycja, znaczenie i odbiór. A przede wszystkim zmieniały się pokolenia, które śmigały obok, oglądając jego filmy albo tylko jego. Był taki sam, gdy składano mu hołdy jako największemu intelektualiście polskiego kina i kiedy wieszano na nim psy całymi sforami, nazywając pieszczotliwie „Zanudzim”.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Mam wrażenie, że wciąż jest taki sam, choć zmieniały się jego pozycja, znaczenie i odbiór. A przede wszystkim zmieniały się pokolenia, które śmigały obok, oglądając jego filmy albo tylko jego. Był taki sam, gdy składano mu hołdy jako największemu intelektualiście polskiego kina i kiedy wieszano na nim psy całymi sforami, nazywając pieszczotliwie „Zanudzim”. Krzysztof Zanussi, który kończy właśnie 70 lat, jest przewrotnym wzorcem metra również dla popkultury epoki telewizyjno-internetowej. Każdy przecież wie doskonale, że kto jak kto, ale on na pewno tą popkulturą nie jest.

<!** reklama>Moje pierwsze spotkanie z panem Krzysztofem zaliczyłem jako młody reporter. Dawno, dawno temu wystosowałem prośbę o wywiad, dostałem termin spotkania, dotarłem do jego nobliwej willi, no i się zaczęło. Najpierw zostałem zaproszony do rodzinnego stołu, przy którym śniadaniowali państwo Zanussi, na rozmowę wstępną na tematy luźne. Potem był wywiad, a jeszcze później wpis do księgi honorowej gości. I nawet jeśli była to tylko taka drobna socjotechnika „przy okazji”, w odpowiedniej pozycji ustawiająca całą rozmowę, to - co tu dużo gadać - socjotechnika wyjątkowo sympatyczna. Wpisana znakomicie w wizerunek reżysera artysty, ale też znawcy fizyki i filozofii. Intelektualisty. Światowca już w czasach, kiedy świat oglądaliśmy tylko w telewizorach „Rubin”. Człowieka, który z dobrotliwym uśmiechem opowiada nie o wygłupach aktoreczki na planie wesołkowatej komedii, ale o kwestiach fundamentalnych.

Z tym wizerunkiem Krzysztof Zanussi przeszedł z PRL do III RP i tu już radził sobie różnie. Kręcił filmy, ale żaden w gruncie rzeczy nie zaczarował widzów tak, jak kiedyś „Barwy ochronne”. Do tego pomnik zaczął trzeszczeć, kiedy dla młodych twórców stał się symbolicznym „baronem” polskiego kina, wstecznikiem i klasykiem jednocześnie.

Nie wiem, czy akurat on był najodpowiedniejszym adresatem protestów, ale to właśnie jego wciągnięto na plakat. Co ciekawe, jego przeciwnicy zmieniali się wraz z kolejnymi generacjami i znikali w mrokach dziejów, a „baron” Zanussi trwał. W ostatnich latach wciąż zadziwiał energią, ale jego próbę flirtu z kinem pop powszechnie uznano za niepotrzebną porażkę.

Wciąż jednak pozostaje ikoną. Modelowym dżentelmenem, który robi nam świetną markę na salonach - bo nie dość, że mówi w wielu językach, to najczęściej jeszcze mówi mądrze. Ikoną nawet dla tych, którzy nie widzieli żadnego jego filmu. Bo choć żyjemy w świecie, w którym felietony reżysera w poważnym tygodniku opinii redakcja zastąpiła felietonami Kuby Wojewódzkiego (nie ma się co na to obrażać, takie czasy) to Krzysztof Zanussi ciągle jest nam potrzebny do określania granic, do których większość medialnych gwiazdek nigdy nie doskoczy. I, paradoksalnie, stał się popkulturalnym symbolem. Pewnie jednym z ostatnich tego rodzaju.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski