Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"I mieszka z nami Włodek". Zimną nocą w Bydgoszczy

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Strażnicy miejscy w Bydgoszczy odwiedzali miejsca, w których przebywają osoby bezdomne
Strażnicy miejscy w Bydgoszczy odwiedzali miejsca, w których przebywają osoby bezdomne Dariusz Bloch
Strażnicy miejscy codziennie patrolują miejsca, w których przebywają osoby bezdomne. Towarzyszyliśmy im podczas akcji liczenia tych, którzy znaleźli się w kryzysie. Tej strony miasta nie widać za dnia ani z chodnika.

Środa, 28 lutego, dochodzi godzina 19. Radiowóz bydgoskiej straży miejskiej zatrzymuje się na skraju parkingu. To prawie centrum Bydgoszczy, ale ludzi raczej o tej porze nie widać. Okna w okolicznych blokach są rozświetlone, mieszkańcy zajmują się swoimi sprawami. Żyją. Mieszkają.

Radiowóz jest zaparkowany obok dużego auta terenowego z budą nad bagażnikiem. Zarówno samochód, jak i jego właściciel są dobrze znani strażnikom.

W naszym kierunku idzie mężczyzna, chyba lekko utyka, ciągnie za sobą wózek z dziennym urobkiem. To jakieś metalowe elementy znalezione w okolicznych zakamarkach i zabrane z wystawek przed śmietnikami.

emisja bez ograniczeń wiekowych

Młodszy strażnik Krzysztof Trocha i aplikant Patrycja Osmańska przedstawiają się. Mężczyzna nie jest zaskoczony, w końcu nie raz już się widzieli. Rozmawiając z nimi sięga do kieszeni przetartej w kilku miejscach flanelowej kurtki typu „lumberjack”. Otwiera drzwi auta.

- Panie Stanisławie, wszystko w porządku? - pyta strażnik. Odpowiedź pada taka, jak zwykle. Jasne, wszystko dobrze.

Mundurowi przepytują Stanisława zgodnie ze specjalnie przygotowaną ankietą. Czy potrzebuje pomocy? Jak to się stało, że został bez dachu nad głową? Czy ma rodzinę? Czy gdzieś pracuje? Czy potrzebuje lekarza?

W nocy 28 lutego trwa akcja liczenia osób na terenie Bydgoszczy, które pozostają w kryzysie bezdomności. Następnego dnia, w czwartek będzie już wiadomo, na ile takich osób natknęli się strażnicy miejscy oraz pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

Raz przyszedł deweloper

- W toku działań zlokalizowano 44 miejsca, w których przebywały osoby w bezdomności – wylicza Arkadiusz Bereszyński, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Bydgoszczy. - Do tego dochodzą trzy ze zgłoszeń mieszkańców. - Dwa dotyczyły klatek schodowych, jedno przystanku autobusowego.

Pan Stanisław jeszcze w ubiegłym roku mieszkał w bloku. Niejasno próbuje tłumaczyć, że zjawił się deweloper, z którym podpisał umowę… „Deweloper” miał zaproponować kupno skrawka ziemi (działki?) w zamian za lokum. Stanisław nie zgodził się na to, ale przystał na inną propozycję. Dostał gotówkę. Za nią kupił używanego SUV-a. Auto stało wtedy w pobliskim warsztacie samochodowym.

- Nie działa sprzęgło, ale silnik odpala – mówi pan Stanisław.

Nie wyraża tego wprost, ale chodzi o możliwość dogrzania się przy uruchomionym silniku. Stanisław ma chyba około sześćdziesięciu lat. Jak sam mówi, jest sam. No, do niedawna jeszcze mieszkał z matką. Nie ożenił się, mówi półżartem: „Jeszcze nie czas”.

Jest skryty, nie ma w nim cienia agresji. Nie pije.

- Ale ja mogę wrócić do mieszkania – zapewnia nagle.

- To dlaczego pan nie wraca?

Wzruszenie ramion. Trudno ocenić, czy przypadkiem to wyznanie nie jest próbą poprawienia swojego wizerunku w oczach odwiedzających go osób. Jest wolny, ma alternatywę. Po prostu tak wybrał. Stanisław mieszka w samochodzie od jesieni 2023 roku. Śpi w nim, przyrządza posiłki. SUV jest podzielony w środku na sektory; to namiastki porządku domowego.

Rękawiczki

Niech pamięta, żeby nie palić w samochodzie. Strażnicy upominają. Wiadomo, o pożar nietrudno, gdyby zasnął w aucie z niedopałkiem w ręku. - A zapalić, to bym akurat zapalił. No, ale nie mam – mężczyzna ożywia się. Rozkłada ręce.

Obok przejeżdża mała czerwona toyota. Zatrzymuje się nieco dalej, wysiada z niej młoda kobieta. Czego tu szukają strażnicy? Czy jest jakiś problem? Upomina się o Stanisława. Mówi, że on nikomu nie przeszkadza. Żeby dać mu spokój. Strażnicy tłumaczą, po co przyjechali.

Byli tu wcześniej, zimą, kiedy temperatura spadła grubo poniżej zera. - Jak podchodziliśmy do samochodu, to poczułem serce w gardle – mówi mł. str. Krzysztof.

Szyby były oblodzone. Zaczęli je skrobać. Warstwa za warstwą. I w głowie ta myśl, że pewnie prokuratora trzeba będzie wzywać. Dostali się do środka, Stanisław leżał nieruchomo. Nagle – mówi Krzysztof – zerwał się. - Zawału bym dostał.

To było chyba innym razem, jak opowiada Patrycja, kiedy przyjechali do Stacha. - Też był mróz – opowiada strażniczka. - Szedł z rękami owiniętymi jakimiś materiałami. Mówię, co jest?

Dostał rękawiczki.

Bezdomność to stan, nie wybór. - Każdy może się w takiej sytuacji znaleźć. Kto wie, co przyniesie przyszłość? - snuje Krzysztof.

Zadaniem strażników jest sprawdzić, czy osoba bezdomna znajduje się w sytuacji zagrożenia życia. Można przyjąć, że zimą to stan permanentny. Ludzie, którzy utracili – z przeróżnych powodów dach nad głową – mogą skorzystać z ciepła noclegowni. Niechętnie tam idą. Kiedy na miejsce jest wzywana karetka, kiedy ktoś jest wychłodzony, reakcja musi być natychmiastowa. To jest zagrożenie życia. Tu już nie pomoże noclegownia, tu potrzeba pomocy medycznej.

Do noclegowni zresztą nie są przyjmowane osoby pod wpływem alkoholu. Trzeźwość to warunek, by móc tam znaleźć tymczasowy kąt. A to żadne odkrycie, że bezdomności często towarzyszy butelka.

Dlaczego tu jestem?

Dochodzi 19.30. Stacja kolejowa Bydgoszcz-Leśna. W windzie śpi pan Jan. Strażnicy próbują go obudzić, trwa to parę minut. Mężczyzna jest zdrętwiały. Alkohol i niska temperatura robią swoje. Na zewnątrz jest może pięć stopni Celsjusza. W windzie może być o dwa, trzy stopnie więcej. Obok niego leży kula ortopedyczna. Budzi się, w końcu wstaje. On też nie chce pomocy, niczego nie potrzebuje. Pytanie z ankiety: Jak stracił dach nad głową? Przez alkohol? Wyrzucony z domu? - Dlaczego tu jestem? Chyba… to drugie – pada odpowiedź.

Odpytywanie trwa kilka minut. Jan nie chce pomocy. On niczego nie potrzebuje. Chce, żeby go zostawić w spokoju. Jego prawo. Strażnicy kończą z nim rozmowę, a tuż obok, w tym samym przejściu podziemnym nagle schodzi się kilku właścicieli psów ze swoimi czworonogami. Dyskutują wesoło, słychać śmiechy. Inny świat. Z peronu schodzi kilku pasażerów.

Strażnicy dobrze znają bezdomnych. Swego czasu w okolicy ulicy Gdańskiej przebywał starszy mężczyzna. W dzień siedział na ławeczce, dużo czytał. Podobno lata temu był suflerem w bydgoskiej operze. Już będąc na ulicy zachorował. Rak. - Podleczyli go w szpitalu i wrócił do swoich starych miejsc. Od pewnego czasu go nie widać – mówią inni strażnicy.

Ma charakterystyczne nazwisko, które pewnie starsi (może nie tylko oni) dobrze pamiętają. Nie znosi, gdy się je przekręca. I walczy o to swoje nazwisko zaciekle. Trudno go wyprowadzić z równowagi, ale kiedy ktoś przekręca tę jedną literkę, strasznie go to irytuje. Gardłowym głosem upomina się o swoje.

Krzysztof jest strażnikiem od pięciu lat. Dużo już widział. Mówi, że trzy lata na ulicy, to jak dziesięć innego, tego normalnego życia. Chwali sobie jednak pracę. Jest dzielnicowym, ma swój rewir. Po prostu, mówi, lubi tę robotę. Pamięta, jak liczył swoich pierwszych kilkaset interwencji. Potem przestał.

Patrycja jest w służbie dopiero pół roku. Wcześniej pracowała za biurkiem. Ale, stwierdziła, że to nie dla niej. Wie, że tu może realnie komuś pomóc. Pracuje w straży krótko, a już zna „swoich” na mieście. Pana Jana też od razu skojarzyła. Była w patrolu, kiedy „zwożono” go z ulicy, jakiś czas wcześniej. Wtedy właśnie potrzebował pomocy.

- Mamy listę miejsc, które musimy sprawdzać. Robimy to codziennie, nie tylko w czasie takich akcji, jak ta dzisiejsza - mówi Krzysztof. - Charakterystyczne jest to, że osoby bezdomne raczej nie skarżą się, nie proszą o nic. Naszym zadaniem jest zapytać, czy pomoc jest potrzebna. Pytamy, czy korzystają z jadłodajni, informujemy, że mogą zgłosić się do noclegowni przy Fordońskiej 422. Nasze działania są szczególnie istotne, kiedy temperatura spada poniżej zera.

W wiatach zajezdni tramwajowej w Lesie Gdańskim regularnie sypiają osoby bezdomne. Niektórzy z nich codziennie chodzą do pracy. Bo i taką twarz ma kryzys.

Pewien mężczyzna znalazł sobie miejsce pod mostem w centrum Bydgoszczy. Zrobiło się o nim głośno, gazety pisały. Ludzi zaczęli mu znosić materace, ubrania, jedzenie. Podobno mówił, że już ma dosyć wszystkiego, że już więcej nie chce. Strażnicy podkreślają, że ten odruch serca nie zawsze jest dobry dla osób w bezdomności. To trudne. Serce się wyrywa, żeby pomóc. Jasne. To też dylemat. Nie ma jasnej odpowiedzi. Czasem skutek jest odwrotny, bo bezdomność się przedłuża.

W pobliżu Zielonych Arkad, bodaj największej galerii handlowej w regionie, stoi opuszczona kamienica. Jeszcze niedawno była zasiedlona przez osoby, które utraciły swoje poprzednie lokum. Okoliczni mieszkańcy interweniowali do miejskich służb, bo coraz częściej widziano w sąsiedztwie szczury. Zwierzęta przyciągała hałda śmieci, rosnąca na tyłach pustostanu. I to właśnie gryzonie zaczęły niepokoić tych „z zewnątrz”, a nie to, jak mieszkali squottersi.

Czego nie widać z chodnika

Podczas jednej z wizyt padło pytanie, czy zastani na miejscu kobieta i mężczyzna mieszkają z kimś jeszcze.

- I mieszka z nami Włodek - padła odpowiedź.

Włodek miał cztery łapki, długi ogon i ostre zęby. Buszował między paletą służącą za stół a kupką zużytych opakowań jednorazowych po jedzeniu.

I dzieją się rzeczy, których na ulicy nie widać. Przechodzień tam nie zajrzy, nie zobaczy ludzi leżących na posadzce. Nie ujrzy chmary much wylatujących spod wstającego z ziemi mężczyzny brudnego od fekaliów. Nie zobaczy larw na piszczeli spod uniesionej nogawki spodni. Dwa światy oddzielone ulicą.

Neil Young trzydzieści pięć lat temu śpiewał "Keep on rockin' in the free world". Niech trwa zabawa. I choć krzyczał, że nie czuje się "szatanem", to takim bywa widziany. Jasne, chodziło wtedy o politykę, ale może i o dwa światy zwykłych ludzi.

Przed godziną 22 jedziemy na skraj osiedla Błonie. Następuje kontrola wind stacji kolejowej. Tym razem tam nikt nie śpi. Kolejny punkt do sprawdzenia znajduje się kilkaset metrów dalej. Tam mężczyzna sypia w samochodzie ciężarowym. Szyby są zaparowane, pewnie jest w środku. Nie tym razem. Zostawił swój dobytek. Wysypuje się kilka butelek.

W innej części miasta po ulicach chodzi kobieta, która zostawiła za sobą bogate życie. I to nawet światowe. Celebryckie, z czasów sprzed dwudziestu lat, jeszcze przed internetem, zanim sława spowszedniała. Okoliczni wiedzą, o kogo chodzi; że to żona pewnej gwiazdy. Alkohol jednak zrobił swoje. Zostały jej wspomnienia i zęby z dobrej jakości licówkami, o które zdążyła się postarać w dobrych czasach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: "I mieszka z nami Włodek". Zimną nocą w Bydgoszczy - Gazeta Pomorska