<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Polacy powinni więcej zarabiać. Jasne to i oczywiste. I lekarze, i kolejarze, i piekarze. No i dziennikarze oczywiście też. Mówiąc szczerze, pewnie trudno byłoby znaleźć rodaka, który byłby wbrew, bo wiadomo - wzrost gospodarczy, większa wydajność, brak ludzi do roboty, a płaca ciągle mikra, parę razy mniejsza niż tam, gdzie szczęście i dobrobyt. Problem tylko w tym, że pieniądze, jak wiadomo, nie rosną na drzewach.
I skądś je trzeba wyszarpać. A tu drogi są dwie - jedna to oszczędności, druga to dociskanie podatkami tych biedaków, którzy wypracowują zysk. I czuję delikatny niepokój, że przy gaszeniu podwyżkowych żądań jak zawsze skończy się na dociskaniu. Ot, takimi wytrychami jak „podatek Religi” dla kierowców, parę innych pomysłowych obciążeń, o których już głośno, czy też zamach na planowane obniżenie kosztów pracy.
<!** reklama right>O oszczędzaniu zaś cisza. Żeby nie denerwować. Rozczulił mnie na przykład ostatnio swoją szczerą reakcją poseł Mojzesowicz, zapytany przez jedną z gazet o pomysł pani wicepremier Zyty, by rolnicy zaczęli płacić składki zdrowotne, jak każdy normalny obywatel. Szczególnie, że po wejściu do Unii raczej nie zbiednieli. Poseł odparł oburzony, że... „prawo nie powinno być równe dla wszystkich”, co niby jest zabawne, ale nie do końca. Zwłaszcza, że pan poseł ma przychód tak duży, jak spora gromadka nauczycieli razem wziętych, a składki płacą za niego inni. Bo zawsze ktoś płaci. Nie ma nic za darmo.
No i jestem ciekaw, ile odwagi starczy rządzącym przy oszczędnościowym odbieraniu przywilejów - chociażby emerytalnych - najbardziej wojowniczym grupom zawodowym czy odtłuszczaniu rosnącej w siłę administracji. Bo takiej presji podwyżkowej dawno nie było. W mediach królują liczby: lekarz ze specjalizacją - 7,5 tysiąca miesięcznie, pielęgniarka - minimum 3 tysiące. I tylko nauczyciele jacyś tacy skromni. Jak zwykle.