<!** Image 1 align=left alt="Image 30144" >Miłośnicy filmów Jamesa Ivory’ego mogą poczuć się „Białą hrabiną” nieco rozczarowani. 78-letni reżyser korzysta co prawda ze stałego od wielu lat zestawu wybitnych współpracowników, sięga po sprawdzone wzory budowania nastroju i uczuciowej aury opowieści, ale z tych swoich firmowych znaków nie buduje tym razem oryginalnej historii. Przeciwnie, „Biała hrabina” w wielu scenach niebezpiecznie zbliża się do komercyjnych melodramatów, które seryjnie serwuje się głodnym blichtru telewidzom. Tym razem zapłakać oni mogą nad upadkiem arystokratycznej rosyjskiej rodziny Bielińskich.
Jest rok 1936, od upadku caratu minęło sporo czasu, ale elita dawnej Rosji na emigracji nadal nie może się odnaleźć. Bielińscy żyją wspomnieniami i iluzją, że przeszłość wróci, a wobec tego ich zadaniem jest zachowanie honoru i wartości, które były skarbem umierającej klasy. W tętniącym życiem Szanghaju pewnie pomarliby z głodu, spacerując z głową w chmurach, gdyby nie piękna Sofia. Jest ona tylko powinowatą, weszła do rodziny po ślubie z nieżyjącym już hrabią Bielińskim, dlatego teściowa i szwagierka traktują ją z góry. Przede wszystkim jednak brzydzą się tym, co Sofia robi obecnie. A pracuje ona jako fordanserka w lokalu o niezbyt dobrej reputacji. Obrzydzenie do zajęcia Sofii nie jest wszak na tyle silne, by zdrowe jądro Bielińskich pogardziło pieniędzmi, które Sofia regularnie przynosi do nory, w której się gnieżdżą. Tym bardziej, że są to jedyne przychody całej sześcioosobowej i czteropokoleniowej familii. Sofia natomiast dźwiga swój krzyż z nadzwyczajną pokorą. I będzie to jej nagrodzone. Pewnego wieczora do lokalu, w którym sprzedaje swe wdzięki, trafia amerykański dyplomata, rozczarowany światem i od kilku lat niewidomy. Wystarczy krótka rozmowa, by poczuł oczarowanie Sofią.
<!** reklama right>Tymczasem na horyzoncie znów gromadzą się chmury. Chiny bliskie są wojny domowej, a do agresji na Państwo Środka szykuje się Japonia. Widz wie, że kolorowy i rozbawiony Szanghaj wkrótce stanie się takim samym wspomnieniem, jak carska Rosja... Bez wątpienia głównym smaczkiem „Białej hrabiny” są aktorzy. W role trzech pań Bielińskich wcieliły się trzy blisko spokrewnione aktorki z arystokratycznym rodowodem - Vanessa Redgrave, jej siostra - Lynn Redgrave i córka Vanessy - Natasha Richardson w roli tytułowej białej hrabiny. A zmęczonego życiem dyplomatę zagrała również wielka gwiazda - Ralph Fiennes. I to snobom powinno wystarczyć do satysfakcji.
„Biała hrabina”, reż. James Ivory