Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hola, peregrino, towarzyszu drogi!

Jacek Kiełpiński
Na Camino nikt nie pyta o wyznanie, przekonania, pochodzenie, język. Nikt nie pyta o intencje. Setki kilometrów szlaku do Santiago de Compostela to po prostu droga. A droga to życie. Tu nie omawia się problemów tego świata.

Na Camino nikt nie pyta o wyznanie, przekonania, pochodzenie, język. Nikt nie pyta o intencje. Setki kilometrów szlaku do Santiago de Compostela to po prostu droga. A droga to życie. Tu nie omawia się problemów tego świata.

<!** Image 1 align=right alt="Image 4178" >Każdy dzień zaczyna się podobnie. Wczesne wstawanie, długo przed świtem. Szybkie śniadanie, pakowanie plecaka i w drogę, czyli na Camino. Przed pielgrzymem kilkadziesiąt kilometrów. Nawet jeśli będzie szedł w grupie, musi po pierwsze pokonać samego siebie.

Droga św. Jakuba

O średniowiecznym zwyczaju pielgrzymowania do Santiago de Compostela w północno-zachodniej Hiszpanii Europa przypomniała sobie niedawno. W 1982 roku papież Jan Paweł II, będąc w Santiago, nawiązał do tego tematu. Wszak drogi św. Jakuba wiodły niegdyś przez całą Europę. Do Santiago szli ze swymi grzechami rycerze, zakonnicy, kupcy, mieszczanie. Chcieli przypomnieć sobie, co jest naprawdę w życiu ważne. Dzisiejszy świat ma te same potrzeby.

- Wszystko zaczęło się od pewnego artykułu - wspomina Włodzimierz Antkowiak, toruński literat i dziennikarz, autor książki o pielgrzymce do Santiago. - Chodzi o tekst Olgierda Budrewicza w tygodniku „Wprost”. Napisał, że w Santiago umiera stary człowiek i rodzi się nowy. Warto sprawdzić, pomyślałem.

Hola, peregrino!

Masowe pielgrzymki do Częstochowy nigdy Antkowiaka nie ciągnęły. Jednak pielgrzymka do Santiago to coś zupełnie innego. Tu nie ma organizacji, tłumów, śpiewów. Chyba, że komuś przyjdzie do głowy wspomóc marsz skoczną melodią, o często dalekim od wszelkiej duchowości, zadziornym tekście. Do Santiago idą głęboko wierzący katolicy, ale i reprezentanci innych wyznań, a nawet agnostycy. Nikt ich nie zapyta przy wydawaniu Credencial del Peregrino, czyli książeczki pielgrzyma, o wyznanie. Ważniejszy jest wiek i narodowość.

<!** Image 2 align=left alt="Image 4179" >Blisko 800 km z Saint Jean Pied-de-Port we Francji do Santiago pielgrzym z Torunia przeszedł w 31 dni. Na trasie spotkał ludzi idących o wiele dłużej, bo z Holandii, Belgii, Niemiec. Ale byli też Japończycy, Brazylijczycy, Czech. Nie spotkał Polaków, choć coraz więcej ich na Camino. - Szedłem sam. Dzięki temu każdy spotkany peregrino, pozdrawiany uniwersalnym okrzykiem Hola!, stawał się moim towarzyszem drogi. Jeszcze przed startem w Polsce bałem się trochę bariery językowej, ale Camino uczy, że to nie jest problem - Antkowiak cytuje w swojej książce dialogi prowadzone w kilku językach jednocześnie. Czytelnik po kilkudziesięciu stronach lektury też zaczyna wierzyć w swoje zdolności językowe, gdyż wszystko rozumie, choć nigdy wcześniej na przykład po hiszpańsku nie mówił.

Bo też na drodze zagmatwanych problemów tego świata się nie omawia. Po co? Tematem jest droga i poszukiwanie żółtych strzałek wiodących do odległego Santiago. A po przyjściu do kolejnego albergue, czyli schroniska, pielgrzymi koncentrują się na organizowaniu posiłku, czasem niezłego przyjęcia zakrapianego winem. Dzielą się tym, co każdy doniósł w plecaku. I nagle pojedyncze osoby, jak i pary dotąd zazdrośnie strzegące swej odrębności, stają się grupą. - Tam doświadczyłem tego, że wszyscy jesteśmy jednym gatunkiem i nie różnimy się praktycznie niczym. Łapiemy ze sobą kontakt od ręki lub rozumiemy, że nie dogadamy się nigdy. I język, kraj pochodzenia, przekonania nie mają tu nic do rzeczy - uważa Włodzimierz Antkowiak. Dziś przez Internet wymienia się zdjęciami zrobionymi na Camino z całym światem: - Tam naprawdę zdobywa się przyjaciół. Nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że tylu ludzi jednocześnie może mnie lubić.

<!** Image 3 align=right alt="Image 4180" >Książka „Vamos, peregrino!”, czyli „Naprzód, pielgrzymie!” nie jest przewodnikiem po Camino, nie jest też pamiętnikiem. Najbliżej jej do reportażu literackiego. Jest po prostu o tym, co w życiu naprawdę ważne. Ale jeżeli ktoś szuka dobrych rad przed własną pielgrzymką, znajdzie je na każdej stronie. Zabrakło może jedynie mapy. Ale tę i tak każdy pielgrzym musi sobie kupić, by nie pobłądzić.

- W Astordze wisiała mapa starych szlaków do Santiago. Jeden z nich wiódł przez Toruń, stąd pomysł, by przywrócić pamięć o europejskim pielgrzymowaniu również w naszym kraju - Antkowiak jako członek założyciel Polskiego Klubu Camino de Santiago (www.santiago.defi.pl) działa na rzecz przedłużenia szlaków aż do wschodniej granicy Polski. - Dalej, mam nadzieję, wykażą się bracia Litwini, Łotysze i Estończycy i przypomną, którędy ich dziadowie pielgrzymowali.

Już został wyznaczony szlak południowy z okolic Głogowa do granicy niemieckiej. Przez Toruń miałby iść szlak środkowy, którego kolejne etapy to: Sejny, Puszcza Borecka, Kętrzyn, Święta Lipka, Olsztyn, Gietrzwałd, Ostróda, Iława, Nowe Miasto Lubawskie, Golub-Dobrzyń, Toruń, Inowrocław, Poznań, Międzyrzecz, Sulęcin i Słubice. Droga wiodłaby do Berlina, a potem przez Paryż do Hiszpanii. Według pomysłodawców trasa zajmowałaby cztery i pół miesiąca z Torunia, a pięć przez całą Polskę. Wyczyn więc byłby niebywały. A najważniejsze, że zostałby zachowany tradycyjny zwyczaj pielgrzymowania od drzwi własnego domu. I to najlepiej z kamykiem ze swojego podwórka symbolizującym własne grzechy, które w Santiago zostaną całkowicie wybaczone.

Szlak przez Toruń

- Znam inicjatywę pana Antkowiaka, będziemy rozmawiać o szczegółach - zapewnia Henryk Miłoszewski, prezes Oddziału Miejskiego PTTK w Toruniu. - Przez Polskę, w tym przez Toruń, biegnie stary europejski szlak handlowy oznaczony symbolem E-11. Być może częściowo pokrywałby się on ze szlakiem do Santiago.

<!** Image 4 align=left alt="Image 4181" >Również władze Torunia przychylnie patrzą na odnowienie drogi św. Jakuba biegnącej przez miasto. - Interesują nas wszelkie sposoby zwiększenia atrakcyjności turystycznej miasta - zapewnia Marcin Czyżniewski, rzecznik prezydenta.

Sam prezydent może nie spojrzeć najprzychylniej na książkę inicjatora przywrócenia szlaku, gdyż wraz z marszałkiem województwa i radnymi został w niej przywołany w nie najlepszym kontekście. Autor wierzy jednak w poczucie humoru prezydenta.

- A może kiedyś urzędnicy ratusza ruszą na cztery i pół miesiąca do Santiago? Może wszystkim to dobrze zrobi? - żartuje toruński peregrino i dodaje poważnie: - Ja spróbuję na pewno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!