Trwa sezon urlopowy, jesteśmy w Unii Europejskiej, przekraczamy granice bez paszportów. Nikt w trakcie wakacji nie planuje wypadku czy choroby, ale mogą się takie zdarzyć. Nie tylko nam za granicą, ale także obcokrajowcom odwiedzającym Polskę. To, jak zostaną potraktowani, będzie jednym z ważniejszych wspomnień, jakie wywiozą z pobytu. Sytuacja, która przydarzyła się Polce z pochodzenia, mieszkającej od kilku lat w Belgii, to nie pierwszy podobny przypadek, jaki opisujemy (choć inne dotyczyły innych szpitali). Niestety, świadczy tylko o tym, że daleko nam pod wieloma względami, szczególnie jeśli chodzi o opiekę zdrowotną, do takich krajów jak Holandia, Francja czy Belgia. Sposób podejścia do pacjentki, która po wypadku trafiła do brodnickiego szpitala, jest niepokojący z kilku względów. Pytanie o Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, jak rozumiem, nie powinno być najważniejszym, jakie zadaje się pacjentowi. Najpierw udziela się pomocy. Oczywiście, chodzi o pomoc doraźną, jak choćby opatrzenie rany czy podanie środka uspokajającego, bo kobieta była w szoku. Jeśli rzeczywiście nikt z personelu ani na oddziale dziecięcym (choć tu podobno nie powinna pacjentka w ogóle trafić), ani na ratunkowym, nie spojrzał nawet nie tylko na matkę, ale i na trzymiesięczne dziecko, które było ofiarą wypadku, to coś jest nie tak. Naprawdę źle się dzieje. Nawet laikowi łatwo to sobie wyobrazić. Na szczęście, maluszkowi nic się nie stało, ale jego mama szybko pewnie wizyty w szpitalu nie zapomni.
<!** reklama>