Myślę, że prezydent Torunia wie o tym. Ale wie też, że w całym naszym województwie z bazy noclegowej, łącznie ze zgłoszonymi pokojami w ramach agroturystki, skorzystało w ubiegłym roku 929 tysięcy turystów. I jest to zaledwie 3,7 proc. w skali kraju. Dlatego w Toruniu warto zachęcać do turystycznych zniżek w Bydgoszczy, a w Bydgoszczy do zniżek w Toruniu. Ktoś, kto staje na nocleg w Bydgoszczy czy Toruniu, najczęściej decyduje się spędzić w naszym regionie minimum dwa dni. Jeśli jako turysta nie ma bardzo wyspecjalizowanych zainteresowań, czyli na przykład nie będzie od świtu do zmierzchu tkwił w Exploseum ani w gotyckich kościołach Torunia, to dwa dni na zaliczanie atrakcji każdego z tych miast z osobna może się wydać zbyt dużo. Co innego na zwiedzenie dwóch miast, czy, łącznie z Inowrocławiem, trzech. Wzajemne wspieranie się miast da więc w tym wypadku lepsze efekty niż zacięta konkurencja.
Czego jeszcze potrzeba do wspólnego szczęścia w turystyce? Czegoś, co od paru lat z mozołem budujemy
- zintegrowanej komunikacji publicznej. BiT City, zwłaszcza gdy z nieźle połączonymi już Bydgoszczą i Toruniem zepnie Inowrocław, pozwoli gościom sprawnie czmychać po Kujawach i Pomorzu bez wyprowadzania swego samochodu z hotelowego parkingu. Przy zatłoczonych centrach miast i mało czytelnym dla obcego układzie parkingów sprawna i tania komunikacja publiczna jest bardzo cenna. Ponadto pozwala, by po dniu z intensywnym zwiedzaniem wąs w zimnym piwie mógł też zanurzyć zwyczajowy kierowca rodzinnego pojazdu.
Nad czym natomiast należałoby jeszcze wspólnie popracować? Przede wszystkim nad względnie tanimi schroniskami czy pensjonatami. Jeśli w ostatnich latach czytałem o budowanych i później otwieranych hotelach w Bydgoszczy, to niemal bez wyjątku były to budynki należące do międzynarodowych sieci, o minimum trzygwiazdkowym standardzie. Te trzy albo i cztery gwiazdki wyznaczają zaś pułap niedostępny dla większości polskich turystów. Nie stać na nie modelowej, czteroosobowej rodziny, nawet jeśli tata i mama pracują, zarabiając na poziomie średniej krajowej. Tym bardziej nie stać studenta. Dla niezamożnych rodzin powinny powstawać pensjonaty, dla studentów zaś schroniska. Tu jednak zaczyna kręcić się błędne koło. Rodziny nie zatrzymują się w Bydgoszczy, bo nie ma tu pensjonatów. Pensjonaty nie powstają, bo za mało osób zatrzymuje się w mieście.
Pozostał ważny temat atrakcji turystycznych. W tym zakresie również bardziej opłaca się być komplementarnym niż konkurencyjnym. Gotyckich murów Bydgoszcz sobie dziś nie zbuduje, by odbić turystów Toruniowi. Tak samo Toruń nie wykopie przez miasto kanału, który mógłby konkurować z Kanałem Bydgoskim. Pytanie brzmi: jak lepiej wykorzystać to, co z woli niebios już posiadamy?
Irytuje mnie na przykład powtarzany w Bydgoszczy do znudzenia slogan „Bydgoszcz miasto nad Brdą” i żonglowanie nazwą „Bydgoski Węzeł Wodny”. Owszem, doczekaliśmy się nieźle zagospodarowanej Wyspy Młyńskiej i efektownej mariny na niej. Mamy latem tramwaje wodne i stateczek wycieczkowy. Mamy wreszcie kilka odnowionych śluz Kanału Bydgoskiego i coraz dłuższą linię porządnych bulwarów. To jednak za mało, by twierdzić, że rzeka i kanał ożyły. Zobaczcie, ile osób pływa latem po Brdzie i Kanale Bydgoskim dla czystej przyjemności. Czasem widzę na wodzie młodzież trenującą sporty wodne, od wielkiego dzwonu pojawi się jakiś spływ kajakowy. Jeszcze rzadziej zawita tu barka. Rzeka ożywa kilka razy w roku podczas imprez masowych - jak Wielka Wioślarska czy Ster na Bydgoszcz. Najczęściej jednak lustro wody jest puste.
Samymi inicjatywami miasta czy organizacji turystycznych Brdy i kanału się nie ożywi. Zastanawia mnie, dlaczego tylu ludzi w Bydgoszczy zarejestrowało się jako taksówkarze, natomiast nie ma ani jednego gondoliera. Jestem pewien, że szybciej znalazłby klienta niż taryfiarz przy słupku Radzę ten pomysł wypróbować, zanim go opatentuję.
