Kilkakrotnie pomagała innym: ujęła złodzieja okradającego staruszki, dała dach nad głową pogorzelcom. Teraz sama jest w pętli przepisów - nikt nie może jej pomóc, bo prawo jest bezlitosne.
<!** Image 3 align=right alt="Image 139983" sub="Pani Edyta dowiedziała się, że jej były mąż ma przyznane nowe mieszkanie. Teraz robi wszystko, by ona i jej syn nie trafili na bruk Fot. Radosław Sałaciński">Pani Edyta, lat 31 lat. Ładna blondynka o niebieskich oczach. Nie mają już dawnego blasku - dziś są jakby ze szkła. Wszystko dlatego, że w ciągu ostatnich miesięcy nie było dnia, by nie płakała.
- Nie mam już łez - mówi zimno, zaciągając się papierosem. Jej całe życie to, poza 13-letnim synem Sebastianem, mieszkanie na osiedlu Leśnym w Bydgoszczy, znajdujące się w zasobach Wojskowej Agencji Mieszkaniowej. Kuchnia, łazienka, 1 pokój. By syn miał trochę prywatności, wydzieliła mu w nim miejsce do spania. W 2006 roku rozwiodła się z mężem - wojskowym. Tyranem. Z wojskiem nic jej już nie łączy. Musi więc rozstać się z mieszkaniem, które mąż otrzymał z racji pełnionej w Bydgoszczy służby. Dokąd miałaby pójść - nikogo nie obchodzi. Nieważne, że mężczyzna w lokalu nie mieszka od kilku lat, wyprowadził się zanim sąd zadecydował o rozwodzie, który orzeczono z jego winy.
Życie - bicie
- Zniszczył mi życie, a teraz mam iść z synem na bruk? - pyta bydgoszczanka. Były mąż jest od niej starszy o 11 lat. Poznała go jeszcze w szkole, gdy potrzebowała korepetycji z chemii. Poszła na nie z koleżanką. Korepetytor, poczęstował dziewczyny drinkiem. Obie usnęły. Edyta obudziła się z rozpiętymi spodniami. Po 3 miesiącach okazało się, że jest w ciąży.
<!** reklama>- Przed ślubem zabrał ją na giełdę, powiedział, że kupi jej garsonkę. Gdy jedną wybrała powiedział, mając na myśli jej ojca: „Niech stary zapłaci!”. Mąż pieniędzy nie miał, ale ostatnie grosze wydał na garsonkę - opowiada mama kobiety, Grażyna. Wesele. Kolejne zaskoczenie. - Kelner pyta, czy będzie szampan i wódka. Mąż mówi, że na pewno nie zapłaci. Goście kupowali alkohol na własny koszt - opowiada matka Edyty. Po ślubie ciosy, i to dosłowne, były standardem: mąż potrafił wstać od stołu zrzucając wszystkie naczynia z suszarki lub bić żonę po głowie popielniczką, gdy ta - jego zdaniem - była zbyt pełna. Była i pocięta twarz kobiety i potłuczenia po zrzuceniu ze schodów. Mąż znikał z domu, zdradzał, gdy wracał urządzał awantury. - Raz z koleżanką szukałyśmy go po kostnicach, nie wiadomo było, co się z nim dzieje. A on świetnie się gdzieś bawił - opowiada była żona wojskowego. Z synem ojciec się nie kontaktuje. - Tylko przed komunią zapytał, jaki chciałby prezent. Sebastian powiedział, że rower. - Przez całą mszę wnuk wypatrywał ojca, został po nabożeństwie. Nie zjawił się ani tatuś, ani rowerek - mówi babcia nastolatka.
Strome schody
Małżeństwo uzyskało rozwód w 2006 roku. Pani Edyta sądziła, że koszmar się skończył. Niedawno otrzymała pismo z bydgoskiego oddziału WAM, informujące, że bezprawnie zajmuje lokal. - Z pisma dowiedziałam się, że mąż ma przyznane drugie mieszkanie w Giżycku! - opowiada wzburzona. Skontaktowała się z bydgoskim oddziałem, gdzie zasypano ją przepisami, nie dowiedziała się niczego.
- Ta pani otrzymała zawiadomienie o wszczęciu postępowania administracyjnego, co znaczy, że zaczynamy badać sprawę. Nikt nie wyrzuci jej na bruk. Nawet jeśli nasza decyzja będzie dla obecnej lokatorki niekorzystna, może się od niej odwołać. Sprawa może się ciągnąć latami - „uspokaja” Lech Pocztowski z Wydziału Mieszkaniowego WAM w Bydgoszczy. Te informacje nie przekonują pani Edyty. Chce mieć wgląd do akt. Do agencji udaje się jej pełnomocnik. Dokumentów nie ma we wskazanym w piśmie miejscu, zostaje odesłany - nie wiedzieć czemu - do wydziału lokali wykupionych. Tam też nic. - Teczka mojego mieszkania zaginęła - mówi pani Edyta. Dyrektor Pocztowski zaprzecza. - Przecież pełnomocnik skserował wszystkie dokumenty - odpiera atak w rozmowie z „Expressem”. Słowo przeciwko słowu. Decydujący głos ma adwokat pani Edyty.
Chodźmy na tory...
- Nie udostępniono mi nic, poza bieżącą korespondencją, nie było chociażby dokumentacji z przydziału mieszkania, która dla nas jest kluczowa - potwierdza słowa swojej klientki adwokat. - Tak jakby moje mieszkanie nie istniało - mówi załamana Edyta. Jej syn właśnie poszedł do szkoły, gdy wróci pewnie znowu zapyta: co z mieszkaniem? - Raz powiedział: Mamo, chodźmy na tory na Bydgoszcz-Leśną. Weźmiemy tylko psa i królika. Babcia i dziadek będą mieli z nami spokój. Nawet wiedział, o której jedzie pośpieszny... - mówi matka 13-latka. Ostatnio chłopak zmienił się, jest nerwowy, opuścił się w nauce. Na szczęście, nauczyciele są wyrozumiali, podobnie jak obecny trener piłki nożnej, w której Sebastian ma świetne wyniki. Za psychiczne wsparcie matka jest wszystkim bardzo wdzięczna. Ma dobrą opinię. W październiku zeszłego roku w jej klatce spaliło się mieszkanie - dwójka lokatorów nie miała dokąd pójść. Dach nad głową znaleźli u pani Edyty. Kilka lat temu postawy gratulowała jej policja - jej pies zaatakował podejrzanego elektryka, okazało się, że mężczyzna okradał starszych lokatorów, poszukiwany był od tygodni. Teraz ona potrzebuje pomocy.
- Niedawno miałam dziwny telefon. Rozmówca twierdził, że dzwoni z WAM, zaproponowano mi trzy lokalizacje mieszkań, do których rzekomo mogę się przenieść. Ucieszyłam się. Niestety, okazało się, że nikt z agencji do mnie nie dzwonił. Ta osoba powiedziała mi, że wylecę z mieszkania, że zaginą dokumenty. Teczki nie ma... - opowiada. Adwokat reprezentujący bydgoszczankę przyznaje, że w całej sprawie są niejasności. Dziś po raz kolejny odwiedzi bydgoską WAM.