<!** Image 1 align=left alt="Image 35971" >Nawet się specjalnie nie postarzał. Zresztą minęły raptem trzy lata, a życie mu specjalnie nie dopiekało. Kiedy prasę obiegły zdjęcia prowadzonego w kajdankach Jerzego Sz., zwanego niegdyś po lewicowemu baronem SLD, od razu łza się w oku zakręciła za czasami rywinowej komisji śledczej. Jerzy Sz. do jej największych gwiazd nie należał, ale swoje godziny w telewizorze odsiedział. A ta komisja była przecież przy okazji wielkim przedsięwzięciem promocyjnym. I z paru polityków zrobiła gwiazdy popkultury.
Dlaczego akurat ona? Raz, że była pierwsza, dwa, że zajmowała się mediami, więc co rusz mogliśmy oglądać znane gęby. Trzy, że tropiła konkretną sprawę, nie wymagającą od oglądaczy doktoratu z ekonomii. A cztery - że po prostu była skuteczna. Bo choć oczekiwaliśmy dokopania się znacznie głębiej, to i tak parę smrodów udało się wywietrzyć, parę świetlanych karier zakończyć i trochę kuchenki III RP pokazać. No a poza tym, ile tam było przebarwnych postaci, na punkcie których media oszalały! Nie tylko te polityczne. Codziennie a to czytaliśmy o kurwikach pani Renaty, a to oglądaliśmy panią Anitkę w ręczniku. Dzisiaj niektórzy zniknęli z mediów na dobre. Brak mi choćby posła Bohdana Kopczyńskiego, który z kamienną twarzą komika zadawał kosmiczne pytania. Brak mi Anity Błochowiak, która, co prawda, zmieniła ostatnio stylistę, ale gra już w drugiej lidze. Ale to właśnie komisja była początkiem kariery Zbigniewa Ziobry - najjaśniejszej gwiazdy rządu PiS, polityka, który przeszedł długą drogę od Millerowego „jest pan zerem, panie Ziobro”. To dzięki komisji Jan Rokita stał się facetem nie do ruszenia, choćby nie wiem jak nie lubili go drodzy koledzy z PO. To dzięki komisji świat usłyszał o Renacie Beger, prostej pani spod Złotowa, którą media ukochały za absolutny brak kompleksów w każdej dziedzinie.
<!** reklama right>Razem z lewicowymi rządcami zniknęli lewicowi członkowie komisji, a szkoda, bo parę soczystych politycznych momentów im też zawdzięczamy. Bogdan Lewandowski udziela się medialnie w skali regionalnej, Tomasza Nałęcza przy okazji komisji posła Zawiszy tęsknie wspominali nawet najtężsi prawicowcy.
W gazetach mamy więc teraz Jerzego Sz. w kajdankach, a w tle snuje się duch innej heroiny tamtych dni, Aleksandry Jakubowskiej. Zmieniły się czasy, zmieniły się afery. Zmienił się też sprzęt. Magnetofonik Adama Michnika to już przeżytek. Dziś modne są kamery.