Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby nie on, ludzie spłonęliby żywcem

Redakcja
Dzięki refleksowi i mądrym decyzjom policjanta bydgoskiej drogówki, młodszego aspiranta Tomasza Lubińskiego, nie doszło do tragedii.

Dzięki refleksowi i mądrym decyzjom policjanta bydgoskiej drogówki, młodszego aspiranta Tomasza Lubińskiego, nie doszło do tragedii.

<!** Image 3 align=none alt="Image 198461" sub="Auto spłonęło, ale ludziom, którzy nim podróżowali, nic się nie stało. Aspirant Tomasz Lubiński (na zdjęciu) pracuje w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. Fot.:Policja/nadesłana">

Zbliżała się godzina trzynasta w niedzielę, kiedy patrolujący drogę krajową nr 25 policjant na wysokości miejscowości Bożenkowo ujrzał wybiegającego z lasu dzika. Zwierzę wpadło pod koła fiata pandy. Samochód prowadzony przez 19-letnią kobietę wjechał do rowu i dachując, przewrócił się na bok. W środku uwięzione zostały trzy osoby, prócz kierującej 48-letnia kobieta i 67-letni mężczyzna.<!** reklama>

Nie było czasu do namysłu. Policjant zatrzymał radiowóz, włączając sygnalizator świetlny i pobiegł z pomocą. Z uszkodzonego auta wydobywał się dym, kapało paliwo, które czuć było w powietrzu.

- Dziewczynę wyjęliśmy od razu. Wskoczyłem na przewrócony samochód i pomogłem jej wyjść. Ale pasażerowie nie mogli się ruszyć. Nie byli w stanie nawet odpiąć pasów. Decyzja mogła być tylko jedna, przewrócić auto na koła - opowiada Tomasz Lubiński (13 lat w służbie). Upewnił się tylko, że poszkodowani nie są ranni i z pomocą innych przybyłych z odsieczą kierowców ustawił pojazd na koła.

- To był moment. Ledwo pomogliśmy wyjść tym ludziom, kiedy pojawiły się płomienie. Nie było wybuchu, ogień narastał stopniowo, ale nie można go było zdławić. Zużyłem pięć gaśnic proszkowych i nic - opowiada policjant.

Z płomieniami poradziła sobie dopiero straż pożarna. Pasażerowie i kierowca fiata pandy, cali i zdrowi, jedynie lekko poobijani, wrócili do domów. Śmiertelnie ranne zwierzę padło w rowie, kilka metrów dalej.

- Widziałem wiele wypadków z udziałem zwierząt, ale pierwszy raz uczestniczyłem w zdarzeniu z tak drastycznym skutkiem. Na szczęście ludziom nic się nie stało. Dziwne było to, że dzik padł na miejscu. Mógł ważyć 100-kilogramów. Zazwyczaj zwierzę podnosi się po czymś takim i ucieka do lasu - dodaje Tomasz Lubiński.

- Wiem, że łatwo mówić, ale najlepiej w takich sytuacjach zachować zimną krew. Najważniejsze, aby nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, skrętów, prób objechania. Albo wpadniemy na drzewo, albo uderzymy podczas takich manewrów w inny pojazd. Trzeba łagodnie wyhamować, a jeśli się nie da, to po prostu przyjąć uderzenie na zderzak - mówi Krzysztof Szumielski, leśniczy z Leśnictwa Tryszczyn, położonego niedaleko miejsca zdarzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!