https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdy matka ze szkołą wojuje...

Jacek Kiełpiński
Na przykładzie ucznia czwartej klasy Szkoły Podstawowej w Bobrowie system oświatowy testuje niespotykane wcześniej kontrowersyjne rozwiązania

Na przykładzie ucznia czwartej klasy Szkoły Podstawowej w Bobrowie system oświatowy testuje niespotykane wcześniej kontrowersyjne rozwiązania

<!** Image 2 align=right alt="Image 47149" sub="Tak wygląda zdemoralizowana rodzina i zaniedbane wychowawczo dziecko? Regina Konopacka pomaga Jakubowi w odrabianiu lekcji">Najpierw przeżył 4-dniowy „egzamin sprawdzający” w środku wakacji, potem szykany dyrekcji szkoły, przesłuchania policyjne, w końcu specjalnie dla niego powołano wędrowny zespół do spraw kontaktów z rodzicami. - Dyrekcja szkoły wystawiła naszej rodzinie fatalną opinię. Zaczynam się bać, że sąd rodzinny na tej podstawie odbierze mi prawa rodzicielskie - mówi Regina Konopacka ze wsi Zgniłobłoty koło Bobrowa. Jej syn, Jakub, jest sympatycznym, zwykłym dzieciakiem. Na tle innych uczniów Szkoły Podstawowej w Bobrowie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jednak to jego nazwisko znane jest nie tylko w całej gminie, ale i w pobliskiej Brodnicy, w Kujawsko-Pomorskim Kuratorium Oświaty, a nawet Ministerstwie Edukacji Narodowej. Jego przypadkiem zajęła się policja i sąd.

Szkoła kontra matka i syn

- Wszystko zaczęło się latem, gdy mojemu dzieciakowi zaserwowano ten dziwaczny egzamin. Dyrekcja wiedziała, że łamie prawo, ale nikt jej nie powstrzymał. Bezprawne ruchy wykonuje więc do dziś - Konopacka nie kryje, że z dyrektorką szkoły prowadzi otwartą wojnę.

<!** reklama left>- Winę ponosi matka dziecka, skłamała, że nie została poinformowana o grożących synowi „jedynkach” - swoją wersję podaje dyrektor szkoły Anna Piórkowska. - Szkoła wysłała taką informację pisemnie. Nasz błąd polegał na tym, że nie zrobiliśmy tego listem poleconym.

W tym momencie ruszyła, zdaniem Konopackiej, spirala złośliwości. Choć zarówno toruńska delegatura kuratorium, jak i ministerstwo negowały samo istnienie „egzaminu sprawdzającego”, a jego termin uznano za „dziwaczny”, Jakuba Konopackiego i tak cztery dni, od 1 do 4 sierpnia, maglowano. Skutek był łatwy do przewidzenia, chłopiec nie zdał i został w czwartej klasie. - W tej sprawie szkoła naruszyła prawo - nie miała wątpliwości Dorota Jabłońska, starszy wizytator Departamentu Kształcenia Ogólnego i Specjalnego MEN, gdy po raz pierwszy w sierpniu ub.r. napisaliśmy o zamieszaniu w Bobrowie. To mocne sformułowanie nie odegrało jednak w sprawie znaczenia. - Widać w Bobrowie prawo nie obowiązuje - komentuje matka Jakuba. - Z tego, co mówi mój syn i inne dzieci, dyrektorka szczuje niektórych uczniów na Jakuba. Podkręca atmosferę piętnując mojego dzieciaka. Powiedziała np., że Jakub ma „nierówno pod sufitem” i „powinien się leczyć”.

Te słowa miały paść 6.12. Dzień wcześniej Jakub wrócił ze szkoły roztrzęsiony. Doszło do pyskówki z innymi uczniami, próby wymuszenia pieniędzy i szarpaniny. - Oni wyzywali mnie od „głupków” i „bankrutów” - wspomina Jakub. - Miałem dość szkoły na zawsze.

<!** Image 3 align=right alt="Image 47149" sub="Część uczniów dojeżdża do szkoły w Bobrowie autobusem. Na przystanku miało dojść do kłótni, po której odbyły się przesłuchania policyjne">Z relacji matki wynika, że syn wspominał wręcz o „skończeniu ze sobą”. - Zadzwoniłam do wychowawczyni Jakuba, obiecała sprawę wyjaśnić. Z trudem namówiłam syna, by do szkoły poszedł - wspomina Regina Konopacka. - A tam nic dobrego go nie spotkało, tylko pranie mózgu przez dyrektorkę, obrażanie go, kpiny. Roztrzęsiony wypadł ze szkoły i bez kurtki ruszył do domu. Na szczęście wychowawczyni go dogoniła.

Tego dnia matka Jakuba postanowiła szukać pomocy na policji. Zadzwoniła do komendy wojewódzkiej w Bydgoszczy. - Zareagowano błyskawicznie. To był czas, gdy o samobójstwach dzieci dużo mówiono, pamiętamy ten głośny przypadek gimnazjalistki spod Gdańska. Jeszcze tego samego dnia Jakuba przesłuchała policja.

Przy okazji policyjnych działań, a przesłuchano wielu uczniów, doszło do ujawnienia sprawy sprzed kilku lat, gdy w szatni dojść miało prawie do gwałtu. Wspominając tamto zdarzenie, Jakub zacytował nauczycielom zdanie wypowiedziane przez jednego z uczestników. Chodziło o to, że ktoś komuś miał „robić loda”. - Brzydkie i świńskie odzywki pochodzące z ust innych dzieci mniej dyrektorkę i katechetkę interesowały, a tego się uczepiły, bo to Konopacki powiedział - komentuje pani Regina.

Policyjne czynności niewiele dały. Uznano, że „zachowanie małoletnich uczniów nie wyczerpuje znamion czynu zabronionego, jednakże świadczy o demoralizacji małoletnich”. Teraz Sąd Rodzinny i Nieletnich w Brodnicy zajmuje się ich niewłaściwym zachowaniem.

Zespół specjalny

Tymczasem demoralizacji uczniów z Bobrowa nie dostrzega Iwona Michałek, dyrektor toruńskiej delegatury kuratorium, a zarazem rzecznik praw ucznia, która szkołę wizytowała. - To normalne, sympatyczne dzieci, z którymi dobrze się rozmawia - zapewnia. - O działaniach policji nie byłam powiadamiana. Mam nadzieję, że konflikt między matką Jakuba i dyrektorką jakoś uda się zakończyć i sytuacja wróci do normalności.

<!** Image 4 align=left alt="Image 47152" sub="Dyrektor Anna Piórkowska uważa, że matka Jakuba zaniedbuje dziecko i swą postawą wywołała konflikt, który przekroczył granice szkoły">Czyżby? Ostatnio Regina Konopacka z niedowierzaniem przeczytała zawiadomienie przesłane pocztą. Dyrektor szkoły poinformowała, że do Konopackich wybiera się zespół złożony z dyrektora, wychowawcy i - uwaga - dzielnicowego policji oraz kierownika Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.

- Chcieli zrobić z nas rodzinę patologiczną - pyta Konopacka.

Przed sądem

Anna Piórkowska, dyrektor szkoły, twierdzi, że sprawa Jakuba spowodowała konieczność stworzenia specjalnych „procedur kontaktowania się z rodzicami”. Powołano zespół, w skład którego wchodzi także przedstawiciel samorządu i ksiądz proboszcz. A wszystko, jej zdaniem, działo się na skutek sugestii Iwony Michałek. - Dzień przed wizytą u państwa Konopackich pani Michałek zadzwoniła do mnie i przekonywała, by z tego zrezygnować - Piórkowska twierdzi, że nie rozumie, skąd zmiana podejścia szefowej delegatury kuratorium.

- To nie tak - zapewnia Michałek. - Sugerowałam stworzenie procedur dotyczących kontaktów z rodzicami, ale wizyty domowe takiego zespołu to nieporozumienie.

Nieporozumieniem wydaje się też być pismo przesłane ze szkoły do sądu. - Przeczytałam i oniemiałam - mówi Konopacka. - Dyrekcja scharakteryzowała moją rodzinę ją jako zdemoralizowaną, Jakuba uznała za zaniedbanego wychowawczo. Podczas pierwszego przesłuchania sędzina opierała się na tym piśmie jak na Słowie Bożym. Skutek może być fatalny. Za to, że kilka razy nie byłam na wywiadówce syna i nie lubimy się z dyrektorką - sąd może odebrać mi prawa rodzicielskie, a Jakuba zamknąć w jakimś ośrodku. Teraz nie tylko on boi się szkoły. Ja też.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski