W Galerii Pomorskiej w Bydgoszczy w miniony weekend pojawiło się tylu klientów, że niektórzy czekali w kilkuosobowej kolejce na wejście do konkretnego sklepu. To dlatego, że - mimo poluzowania covidowych restrykcji - wciąż obowiązują limity osób, mogących przebywać w środku. Podobna sytuacja była w całej Polsce.
Chętnych na stacjonarne zakupy (albo chociaż pozwiedzać) jest tylu, ponieważ przez ostatnie tygodnie pandemia nie pozwoliła na zakupy w centrach handlowych. Trzeba było uzbroić się w cierpliwość. W trakcie lockdownu ponad połowa Polaków (52 procent) odłożyła zakupy do czasu ponownego otwarcia galerii. Tak wynika z nowego badania UCE RESEARCH dla Grupy Modern Commerce.
Klienci odetchnęli zaraz po długim weekendzie majowym. Wtedy galerie handlowe ponownie otwarto, więc ludzie do nich ruszyli.
- Wielu rodakom brakowało możliwości fizycznego oglądania towarów i kontaktów z ekspedientami - uważa Maciej Tygielski z Modern Commerce. - Przez to większość wolała zaczekać na tradycyjne zakupy. Takie miejsca pełnią już nie tylko rolę stricte sprzedażową, ale również rozrywkowo-rekreacyjną. Polacy uwielbiają je odwiedzać, czasem nawet bez wyraźnych intencji zakupowych.
Efekty widać po majowych tłumach w sieciówkach oraz butikach. - Pierwszy tydzień maja okazał się najlepszym z dotychczasowych tygodni otwarcia galerii handlowych od początku epidemii - informuje Polska Rada Centrów Handlowych. - Od poniedziałku, 3 maja, do soboty, 8 maja, obiekty handlowe odwiedziło zaledwie 3 proc. osób mniej niż przed pandemią w 2019 roku.
Wskaźniki odwiedzalności w galerii handlowej
Zwiastun optymistycznego trendu pojawił się w lutym 2021. Wtedy obroty w centrach handlowych osiągnęły poziom wyższy niż przed nastaniem pandemii.
W radzie dopowiadają: - Pierwszego dnia po otwarciu centrów handlowych, 4 maja br., placówki były odwiedzane przez średnio niemal 14 tysięcy osób, co jest wynikiem o 74 proc. wyższym od analogicznego, pomajówkowego okresu w 2020 roku. Cieszy nas powrót klientów do centrów handlowych. To najlepszy dowód na to, że nie rezygnują z zakupów stacjonarnych, a wręcz wstrzymali się do czasu otwarcia galerii. Liczymy na utrzymanie tzw. wskaźników odwiedzalności. To pozwoli najemcom odrabiać straty poniesione podczas lockdownów.
A przypomnijmy: w dobie koronawirusa liczba klientów, odwiedzających centra handlowe, spadła o jedną trzecią.
Sprzedawcy się cieszą, ale epidemiolodzy już niekoniecznie.
- Co z tego, że w sklepie trzeba nosić maseczki ochronne, jeśli niektórzy noszą je poniżej nosa? I co z tego, że trzeba zachowywać odległość, skoro niewielu tego nie przestrzega? Jeżeli dalej tak będzie, czwartą falę koronawirusa mamy gwarantowaną pewnie jeszcze przed wakacjami.
Nadal obowiązuje limit 15 obsługiwanych osób w przeliczeniu na każdy metr kwadratowy (z wyłączeniem personelu). Ci, co chcą uniknąć tłumów, zaopatrują się w sieci. Eksperci zaznaczają, że handel internetowy łagodzi skutki lockdownów.
- Potwierdza się, że dla wielu konsumentów jest to naturalny kanał handlu, gdy fizyczne możliwości nabywania są ograniczone - podkreśla Sonia Buchholtz, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.
