Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Prapremier 2013. "Klub miłośników filmu Misja" [RECENZJA, ZDJĘCIA]

Redakcja
"Klub miłośników filmu Misja" Bartosza Szydłowskiego to próba interpretacji kinowej historii sprzed lat - filmu "Misja" z Jeremym Ironsem i Robertem De Niro w rolach głównych.

"Klub miłośników filmu Misja" Bartosza Szydłowskiego to próba interpretacji kinowej historii sprzed lat - filmu "Misja" z Jeremym Ironsem i Robertem De Niro w rolach głównych.
<!** Image 3 align=none alt="Image 221703" sub="W rolę kardynała Altamirano wcielił się Jan Peszek fot. Tomasz Czachorowski">
Spektakl, który powstał w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa, a który bydgoszczanie mieli okazję obejrzeć 3 października w ramach Festiwalu Prapremier 2013 to**opowieść, którą znamy dobrze z kinowego przeboju z roku 1986.

Mowa tu o głośnym obrazie "Misja"  w reżyserii Rolanda Joffé.

<!** reklama>

Dla przypomnienia, film ten opowiada o buńczucznym i awanturniczym hiszpańskim łowcy niewolników i szlachcicu Rodrigo Mendozie, który pod wpływem osobistej tragedii (zabójstwo brata), przyłącza się do zakonu jezuitów, którzy w dżungli prowadzą misję.

Tłem dla dramatu i przemiany jednostki są negocjacje królestw Hiszpanii i Portugalii w sprawie przejęcia ziem, na których położona jest misja prowadzona przez charyzmatycznego ojca Gabriela.

Jak wiemy z filmu, dochodzi do walki między konkwistadorami a duchownymi chcącymi bronić ziemi zamieszkiwanej przez Indian z plemienia Guarani.

Podobną historię widzimy na deskach teatru. Szydłowski prowadzi swoją historię tak, jak opowiedziano to w filmie. Dodaje jednak interesujące odniesienia do współczesności.

Wprowadzający nas w historię Mendoza (w tej roli świetny Radosław Krzyżowski) opowiada o kondycji współczesnego Europejczyka, zanurzonego w konsumpcyjnym kapitalizmie, uwikłanego w kredyty i pracę dla wielkich korporacji, zarabiającego po to by wydawać i określającego swój status materialny za pomocą kolejnego mercedasa czy iPhone a.

To on jest XVIII-wiecznym łowcą niewolników i niewolnikiem w jednej osobie. Jego celem jest zaspokojenie egoistycznych potrzeb kosztem innych. Lecz to nie wszystko. On sam jest wykorzystywany i drenowany przez kapitalistyczny porządek.

Ważnym momentem spektaklu jest chwila, gdy Mendoza, po swym pokutnym marszu mającym zadośćuczynić bratobójstwo, przyłącza się do ojca Gabriela (granego przez Mateusza Janickiego).

Podczas wspólnego przyrządzania posiłku (i częstowania nim publiczność) nakreślony zostaje obraz oddolnej wspólnoty, która chce być alternatywą dla świata pełnego hierarchii, wyzysku i ekonomicznego rachunku wymagającego od ludzi coraz większego wysiłku, inwencji i kreatywności.

Wizja nowego wspaniałego świata, w którym ludzie żyją harmonijnie w egalitarnych również zostaje podważona. Gabriel wygłaszający swoje tyrady o szczęśliwej wspólnocie, zostaje pobity, a słowa jego spotykają się z protestem jednego z Indian.

Reżyser mówi wprost, że współczesnymi Indianami są biedni,
wykluczeni, "nieustawieni", niewykształceni, starzy i wszyscy ci, którzy nie mogli lub nie chcieli
przystosować się do wolnorynkowej rzeczywistości w Polsce po 1989 roku.

Widać to na jednym z ekranów, gdzie pokazane jest nagranie wypowiedzi współczesnej Indianki -  starszej kobiety, Polki, która mówi o tym, że ma dość ZUS-u, rządu i przekonania, że ze swoimi latami nie ma czego szukać na rynku pracy.

I tu dochodzimy do postaci kardynała Altamirano, którego zagrał niezrównany Jan Peszek. To on, tak jak to było w filmie, ma rozstrzygnąć, czy misja pozostanie wolna czy trafi w ręce kolonizatorów. Kim jest współczesny Altamirano? Państwem, które coraz bardziej oddaje przestrzeń kapitałowi, Kościołem, który uwikłany jest bardziej w problemy obyczajowe świata, a nie te związane z ekonomią i stosunkami pracy. A może jest po prostu opinią publiczną, klasą średnią, która obserwuje dramaty tych, którzy zostają lub zostali wykluczeni, ale nic z tym nie robi.

Szydłowski stworzył pomysłowy spektakl, łatwy do odczytania, zgrabnie zaaranżowany i podejmujący ważny temat, z którym boryka się cały zachodni świat.

Jest jednak w "Klubie miłośników filmu Misja" coś, co czyni go wtórnym wobec innych podobnych sztuk. Znów mamy nagromadzenie technologii, wykorzystanie muzyki na żywo, rzutniki multimedialne, wchodzenie w dialog z publicznością i rozwiązania, które mają teatrowi dodać pewien element show. Chodzi o przykucie uwagi widza, tak jak to robi Internet czy telewizyjne programy w czasie antenowych godzin szczytu.

Być może jest to efekt pewnej mody, która za kilka lat ulegnie zmianie, ale tego typu estetyka zaczyna trącić konserwatyzmem, który gryzie się z tym, co w tego typu spektaklach najciekawsze - krytyką stosunków społecznych oraz tego jak wygląda dzisiejszy kapitalizm.

Zobacz galerię:

Festiwal Prapremier 2013. &quot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!